Brytyjczyk, ubiegłoroczny zwycięzca Wielkiej Pętli, przeżywa trudne dni. W zakończonym w niedzielę wyścigu Criterium du Dauphine, który był dla niego jednym ze sprawdzianów przed rozpoczynającym się 5 lipca w Leeds Tour de France (TdF), zajął dopiero 12. miejsce. Ale najgorsze nie jest wcale to, co dzieje się wokół niego, lecz z nim.
Francuski tygodnik „Journal du Dimanche" opublikował materiał „Dopingowany przez UCI", którego bohaterem jest 29-letni Brytyjczyk. Rozpętała się burza. Obojętne, jak się sprawa zakończy, przygotowaniom Froome'a do Tour de France to nie pomoże, piorun uderzył też w Międzynarodową Unię Kolarską (UCI).
W maju tego roku podczas Tour de Romandie kolarz grupy Sky przechodził infekcję płucną. Dokuczała mu na tyle, że bez interwencji medycznej dalej by nie pojechał. Dla szefów zespołu wyścig miał ogromne znaczenie, był jednym z najważniejszych w przygotowaniach Froome'a do TdF. Wycofanie się nie wchodziło w grę. Sky poprosił więc UCI o zezwolenie na wzięcie w celach terapeutycznych leku z rodziny kortykosterydów – prednizolanu, normalnie znajdującego się na zakazanej liście.
Zgoda została wydana. Sęk w tym, że ustnie, pośpiesznie. – Z naruszeniem wszelkich procedur – mówi w „Journal du Dimanche" doktor Gerard Guillaume z grupy Française des Jeux. – Zawodnik, który bierze taki lek, nie powinien stanąć na starcie – dodał. Zezwolenia udzielił lekarz UCI Mario Zorzoli, choć powinien wydać je zespół ekspertów.
Pytań i wątpliwości pojawia się wiele. Zorzoli należy do lekarzy ze starego układu, niedawno jego nazwisko wymienił w swojej książce jeden z kolarskich banitów Michael Rassmusen. Wedle Duńczyka lekarz UCI miał łagodniej traktować podczas kontroli dopingowych grupę Rabobank. Drugiego dna można się też doszukać, kiedy weźmie się pod uwagę fakt, że w grupie Sky jest zatrudniony syn szefa UCI Briana Cooksona, Olivier.