Michał Kwiatkowski zaatakował w Reims kilometr przed metą. Wykonał właściwy manewr, odjechał peletonowi, wiedząc, że w pojedynku ze sprinterami nie ma szans. Do etapowego zwycięstwa, pierwszego dla Polski od 1993 roku w TdF, zabrakło tak niewiele. Zaledwie 250 m.
Wygrał Andre Greipel, wybitny specjalista od płaskich finiszów. Z sześciu etapów tegorocznego wyścigu Niemcy zwyciężyli już w czterech. Są potęgą nie tylko w piłce nożnej.
Polak utrzymał czwartą pozycję w klasyfikacji generalnej. Do prowadzącego Vincenzo Nibalego traci 50 sekund. To niewiele, bo przecież Włoch ma już 2.58 min przewagi nad jednym z głównych faworytów Hiszpanem Alberto Contadorem, pół minuty mniej nad jego rodakiem Alejandro Valverdem i Amerykaninem Andrew Talanskym.
Dziennik „L'Equipe" od początku wyścigu wymienia Kwiatkowskiego w gronie kandydatów do podium i ta opinia nie uległa zmianie po morderczym, selektywnym środowym etapie. Francuzi piszą o pechowym upadku i defekcie Polaka. Gdyby nie to, strata do Nibalego byłaby mniejsza.
To jazda po brukowanych odcinkach na północy Francji, znanych z klasyku Paryż – Roubaix, zwanego Piekłem Północy, ustawiła klasyfikację generalną. Na tym etapie wycofał się ubiegłoroczny zwycięzca Christopher Froome, a straty ponieśli m.in. Contador i Valverde. Świetnie za to pojechał Nibali.