We wtorek na wygraną Polaka jeszcze trudno liczyć, chyba że Michała Kwiatkowskiego. Etap wiedzie z Carcassone do Bagnères-de-Luchon. Jest długi, liczy 237 km, a na jego trasie pojawi się pięć górskich premii. Ostatnia będzie najtrudniejsza, tzw. poza kategorią, a po jej zdobyciu do mety pozostanie jeszcze 21 km. Wygra nie tyle najlepszy góral, ile specjalista od zjazdów. Może Kwiatkowski? On w Wogezach pokazał, że w dół jedzie najlepiej, tyle że ciężko mu idzie pod górę.
Patrząc na profile tras środowego i czwartkowego etapu, można dostać zawrotu głowy. Pierwszego dnia cztery górskie premie – trzy pierwszej kategorii i jedna „poza kategorią" w Saint-Lary Pla d'Adet, czyli tam, gdzie w 1993 roku zwycięstwo etapowe odnosił Zenon Jaskuła. Na zakończenie pirenejskiego tryptyku – w czwartek – cztery podjazdy, w tym dwa na legendarne wzniesienia Tourmalet i Hautacam.
– Czekamy na kolejne zwycięstwo Rafała. Może tego dokonać. Widać, że ma mocną nogę. Sprytnie pojechał niedzielny etap, gdzieś z tyłu, odpoczywając. Wie, o co będzie walczyć w Pirenejach – mówi „Rz" Jaskuła.
Pireneje to dla kolarzy góry inne niż Alpy, gdzie Majka pojechał tak dobrze. – Nie ma tylu zakrętów, serpentyn. Jedzie się kilometr, dwa prostą i trudno złapać oddech. Na zakrętach się odpoczywa. Ale dla prawdziwego górala nie ma to znaczenia. Jeśli jesteś w formie, nic ci nie przeszkadza – twierdzi Jaskuła.
Majka znajduje się w komfortowej sytuacji. Nie walczy o wygraną w wyścigu ani o wysokie miejsce w klasyfikacji generalnej, nie pracuje na nikogo, bo jego lider Alberto Contador wycofał się po upadku w Wogezach, jest więc panem własnego losu, co w kolarstwie należy do rzadkości. Rywale mają na 25-letniego zawodnika Tinkoff Saxo mniejsze baczenie.