Wiceliderem po dwóch kolejkach jest GKS Bełchatów, który wrócił do ekstraklasy po rocznej nieobecności. Może to oznaczać, że między klubami ekstraklasy a czołówką pierwszej ligi nie ma różnicy. Zamiast więc dzielić ekstraklasę na grupy i rozgrywać dodatkową serię siedmiu meczów, może warto poszerzyć ją z 16 do 18 klubów. Ale specjaliści w Ekstraklasie SA i PZPN brali taki wariant pod uwagę i go odrzucili.

Może słusznie. Jakoś nie chce mi się wierzyć, by Bełchatów utrzymał długo swoją obecną pozycję. Wcześniej czy później prawdopodobnie wszystko wróci do polskiej normy, w której czołowe miejsca są zarezerwowane dla najbogatszych, a więc i najbardziej stabilnych klubów: Legii i Lecha.

Lechia, która dokonała latem największych zakupów, na razie jest jeszcze drużyną drogich indywidualistów. Legia nawet bez formy może wygrać z każdym, pod warunkiem że nie zlekceważy go jak Irlandczyków, w pierwszym meczu, i Bełchatowa. Narzekamy na jej grę, ale w rewanżu z St. Patrick's i na stadionie Cracovii strzeliła w sumie osiem bramek, tracąc jedną. Nie jest najgorzej, nawet jeśli przeciwnicy nie byli zbyt mocni. Mnie jednak trener Henning Berg na razie nie przekonuje. Ale to nie on źle wpływa na wizerunek Legii, tylko grupa jej kibiców łamiących wszelkie normy.

To jest problem całej futbolowej Polski, wrócił wraz z początkiem sezonu. Prezes Wisły Jacek Bednarz wydał wojnę kibicom-terrorystom i słusznie nie traktuje ich jak partnerów do rozmów, ale uczynił gest mogący przywrócić normalność. Wiceprezesem klubu mianowano byłego szefa Wisły Tadeusza Czerwińskiego, który miał przed laty kojący wpływ na zachowanie kibiców. Ciekawe tylko, czy oni się na tym poznają, czy też potraktują wyciągniętą na zgodę rękę za oznakę słabości.