Rada nadzorcza klubu pożegnała się z człowiekiem, który chciał, aby w Wiśle, na trybunach jej stadionu, a w konsekwencji i w mieście, zapanowała normalność. To wiązało się z podejmowaniem decyzji godzących w interesy grup kibicowskich.
Konsekwencją działań Bednarza był nie tylko bojkot meczów Wisły przez grupę kibiców, ale nawet ostrzelanie trybun własnego stadionu racami, co spowodowało szkody materialne, a mogło się skończyć tragedią.
Pustki na trybunach oznaczały niedobór w kasie. Wisła zwróciła się więc o pomoc do byłego prezesa klubu Tadeusza Czerwińskiego, który przed laty potrafił łagodzić konflikty między władzami a kibicami.
Ale to było kiedyś. Dziś mu się nie udało, bo ekstremistyczne grupy kibicowskie są terrorystami stadionu odrzucającymi dialog. Chcieli dymisji Bednarza i ją dostali. Rada nadzorcza podjęła haniebną decyzję, której powinna się wstydzić. Ale w kategoriach ekonomicznych być może uratowała klub. Teraz na trybuny wrócą w chwale ci, których powinno się trzymać od nich ?jak najdalej.
Upór i konsekwencja Bednarza zyskały mu w świecie normalnego futbolu wiele sympatii. Swoją walką dawał przykład innym klubom, których szefowie nie mieli tyle odwagi co on. Przed laty podobnie zachowywała się Legia. Firma ITI nie chciała się dzielić władzą z kibolstwem, więc Mariusz Walter i Jan Wejchert stali się wrogami tracących wpływy kibiców. Kiedy zmarł Wejchert, lider Żylety „Staruch" wyraził z tego powodu radość i życzył szybkiej śmierci także drugiemu właścicielowi.