Oslo kandyduje do organizacji zimowych igrzysk olimpijskich w 2022 roku. Ale być może władze Norwegii zrobią wszystko, by za osiem lat nie gościć u siebie zawodników i kibiców.
Według przeprowadzonego ostatnio sondażu aż 3,5 miliona mieszkańców liczącego 5 milionów obywateli kraju jest przeciwnych organizowaniu igrzysk nie tylko w 2022 roku, ale kiedykolwiek. Głównym powodem sceptycyzmu, jak zwykle w takich przypadkach, są pieniądze. Gwarancja rządowa na olimpiadę w 2022 roku ma wynosić 4,3 miliarda euro. Przeznaczenie tej sumy na imprezę sportową oznaczałoby cięcia wydatków na inne, zdaniem Norwegów ważniejsze, cele.
Minister finansów i przewodnicząca współrządzącej Partii Postępu Siv Jensen stwierdziła, że jej ugrupowanie nie będzie popierać starań Norwegii o igrzyska. W maju odbyło się wewnątrzpartyjne głosowanie, na którym 115 z 219 opowiedziało się przeciw olimpiadzie. Ostatnie badania opinii publicznej z pewnością nie zmienią stanowiska konserwatywnych liberałów.
Natomiast za igrzyskami opowiada się drugie ugrupowanie koalicyjne, Partia Konserwatywna. Politycy zapewniają, że do terminu wyznaczonego przez MKOl, czyli stycznia 2015 roku, uda się ustalić gwarancje rządowe dla wszystkich wydatków związanych z organizacją igrzysk. Zresztą koszty nie będą duże, bo do większości konkurencji zostaną wykorzystane obiekty, na których odbywała się olimpiada w Lillehammer w 1994 roku. Ale nie wiadomo, czy po ostatnich badaniach opinii publicznej Partia Konserwatywna nie zacznie zmieniać zdania. Jeśli od rządzących, podejmujących niepopularne decyzje, odwrócą się wyborcy, straty będą nieporównywalnie większe od zysków.
Jeśli Oslo nie będzie wyjawiało chęci organizacji zimowych igrzysk w 2022 roku, na placu boju pozostaną Ałmaty i Pekin.