Marek Tronina: Bieganie wycisza i socjalizuje

Marek Tronina, ?dyrektor Fundacji ?Maraton Warszawski mówi "Rz" o 36. PZU Maratonie Warszawskim i polskiej modzie na bieganie.

Publikacja: 05.09.2014 02:09

Rok temu Maraton Warszawski ukończyło ponad 8,6 tys. ludzi, co dało wam frekwencyjny rekord Polski. Teraz chcecie dojść do 10 tys. uczestników. Co to przyniesie poza prestiżem?

Marek Tronina: 8,6 tys. osób dało nam 14. miejsce wśród maratonów w Europie. 15 tys. osób powinno zapewnić miejsce w pierwszej piątce. To na razie pieśń przyszłości, ale wierzę, że w kiedyś w naszym maratonie pobiegnie 20 tys. ludzi.

Dążymy do czołówki światowej?

Trudno w Warszawie oczekiwać takiej frekwencji jak w Nowym Jorku czy w Los Angeles, gdzie startuje 40 tys. osób, a zapisuje się ponad 100 tys. I to nie tylko ze względu na rozmiary, ?ale i energię tych miast, ich pozycję w świecie. Niemniej systematycznie staramy się piąć w górę. W pierwszym Maratonie Warszawskim, który organizowałem, wystartowało 307 zawodników. Dziś, po 11 latach, jest ich 32 razy więcej.

Co sprawiło, że w ciągu dekady Polacy masowo zaczęli biegać?

W 2002 r. odważne hasło maratonu w Poznaniu głosiło: „Po raz pierwszy będzie nas tysiąc", i było odbierane jako olbrzymie wyzwanie. A ja poczułem wtedy, że to rok przełomowy, że teraz bieganie zacznie się u nas równomiernie rozwijać. Trafnie przewidziałem, ?że jako społeczeństwo doszliśmy już do takiego stopnia zamożności, że musimy zacząć się ruszać, że będziemy potrzebować wyciszenia.

Poprzez maksymalne zmęczenie?

Również, choć ilu maratończyków, tyle motywacji. Nie każdy, jak ja, lubi się tak zmęczyć, żeby zapomnieć, jak się nazywa, przypomnieć sobie dopiero na chwilę przed końcem i być zadowolonym z wyczynu. Bieganie przyciąga ?z przyczyn społecznych, socjalizuje. Maraton to wydarzenie, na które wszyscy stawiają się o jednej godzinie w jednym miejscu. Męczą się razem, a rodziny, sąsiedzi i znajomi im w tym kibicują.

Ale zanim Polacy to zrozumieli, o każdą edycję maratonu trzeba było walczyć??

To były zupełnie inne czasy. Organizowanie maratonu na dowolną liczbę tysięcy osób zakrawało na mrzonkę, bo wtedy co roku pojawiało się pytanie, czy w ogóle się on odbędzie. Argumenty, że można z tego zrobić perełkę, która angażuje całe miasto, przyjmowano jak bajki. ?O tym, jak bardzo byliśmy ?w tyle, niech świadczy, że pacemakerzy, czyli osoby pomagające trzymać tempo, pojawili się po raz pierwszy na Maratonie Warszawskim w 2003 r. Na świecie byli normą, a my szczyciliśmy się, że u nas pobiegną. To może wydawać się niewiarygodne, bo dziś bez nich jest jak ?bez wody. Wiele osób ?bez biegaczy w koszulce pacemakera, z balonikiem ?i tabliczką z czasem w ogóle by nie pobiegło.

Dlatego jest ich aż 31?

Na niektóre czasy, np. ?w okolicach czterech godzin, jest tylu chętnych, że gdyby tempo dyktował jeden człowiek, doszłoby do logistycznej katastrofy, ?a zawodnicy mogliby się zadeptać. Więcej biegnie więc też pacemakerów. Staramy się, żeby swojego lidera mieli zarówno najszybsi, jak i wolniejsi, celujący w wynik w granicach pięciu godzin.

Rok temu Maraton Warszawski ukończyło ponad 8,6 tys. ludzi, co dało wam frekwencyjny rekord Polski. Teraz chcecie dojść do 10 tys. uczestników. Co to przyniesie poza prestiżem?

Marek Tronina: 8,6 tys. osób dało nam 14. miejsce wśród maratonów w Europie. 15 tys. osób powinno zapewnić miejsce w pierwszej piątce. To na razie pieśń przyszłości, ale wierzę, że w kiedyś w naszym maratonie pobiegnie 20 tys. ludzi.

Pozostało jeszcze 86% artykułu
Sport
Rafał Sonik z pomocą influencerów walczy z hejtem. 8 tysięcy uczniów na rekordowej lekcji
doping
Witold Bańka jedynym kandydatem na szefa WADA
Materiał Partnera
Herosi stoją nie tylko na podium
Sport
Sportowcy spotkali się z Andrzejem Dudą. Chodzi o ustawę o sporcie
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Sport
Czy Andrzej Duda podpisze nowelizację ustawy o sporcie? Jest apel do prezydenta