Imprezę wymyślił Europejski Komitet Olimpijski (EOC), ale wielu chętnych do goszczenia zawodów od początku nie było. Pierwszą edycję zorganizował Ilham Alijew, drugą Aleksander Łukaszenko. Sport posłużył legitymizacji autorytaryzmów, a igrzyska porwały głównie organizatorów i uczestników, którzy dobrze się bawili.
5898 sportowców z 50 państw rywalizowało w Baku w tym samym czasie, kiedy świat przez kraty oglądali przeciwnicy prezydenta Alijewa. Przedstawiciele Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka chcieli opowiedzieć o tym na Pikniku Olimpijskim w Warszawie, ale Polski Komitet Olimpijski (PKOl) zabronił, bo jest apolityczny.
Amnesty International dzień przed ceremonią zamknięcia imprezy apelowała o zwolnienie więźniów politycznych. Wcześniej władze Azerbejdżanu zakazały przedstawicielom tej organizacji wstępu do kraju. To samo spotkało dziennikarzy brytyjskiego „Guardiana", niemieckiej stacji telewizyjnej ARD i francuskiego publicznego radia RFI.
Putin i Łukaszenko
Nie było w tym nic nadzwyczajnego, Międzynarodowa Federacja Piłki Nożnej (FIFA) powierzyła mistrzostwa świata 2022 Katarczykom, którym stadiony wznosili ginący na placach budowy robotnicy z krajów Trzeciego Świata, a bonzowie Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego (MKOl) bawili się podczas igrzysk w Soczi i Pekinie.
Baku było tylko kolejnym rozdziałem, a nie wstępem do księgi wstydu. Alijew sięgnął głęboko do kieszeni. Oficjalnie impreza kosztowała 1,2 mld dol., ale to liczby, którym trudno dać wiarę. Postawienie samego stadionu olimpijskiego pochłonęło połowę budżetu, a przecież przy okazji igrzysk urosło więcej obiektów. Gospodarze pokryli też koszty przelotu i zakwaterowania wszystkich ekip. Powtarzali slogany o „młodej demokracji" oraz „dynamicznie rozwijającym się kraju", choć Azerbejdżan to państwo bez wolnych mediów i niezawisłego sądownictwa.