Ruch olimpijski stoi przed wyzwaniem, które może go zdefiniować na dekady. Rok temu MKOl rekomendował federacjom sportowym wykluczenie Rosjan i Białorusinów z międzynarodowej rywalizacji, a jego szef Thomas Bach podkreślał, że choć nie ma narzędzi, aby zapobiec wojnie, to może swoimi działaniami rzucać światło na wydarzenia w Ukrainie.
Minęło 12 miesięcy, wojna pochłonęła dziesiątki tysięcy ofiar – było wśród nich ponad 200 sportowców: zawodników oraz trenerów – a ruch olimpijski szykuje się do wolty. Jego władze jeszcze w grudniu przyznały, że szukają ścieżki, aby przywrócić sportowcom z Rosji i Białorusi możliwość startów. Może przy okazji zawodów w Azji, choć sytuacja w Ukrainie zmieniła się jedynie na gorsze.
Czytaj więcej
Kwalifikacje do igrzysk w Paryżu już trwają, pierwsze wywalczyli sobie piłkarze ręczni, gimnastycy, jeźdźcy, strzelcy czy kolarze. Czas ucieka, a presja rośnie. Władze MKOl-u zachodzą w głowę, jak dopuścić do walki o olimpijskie przepustki sportowców z państw, które od roku prowadzą wojnę i zabijają ludzi w Ukrainie. „Jak?”, bo na pytanie „Czy?” jego szef Thomas Bach odpowiedział.
Kwalifikacje do igrzysk w Paryżu już trwają, czas ucieka, a presja rośnie. Władze MKOl zachodzą w głowę, jak dopuścić do walki o olimpijskie przepustki sportowców z państw, które od roku prowadzą wojnę i zabijają ludzi w Ukrainie. „Jak?”, bo na pytanie „Czy?” jego szef Thomas Bach odpowiedział.
Nowych informacji w tej sprawie nie ma, podobno konsultacje trwają. Tuż przed rocznicą napaści na Ukrainę MKOl wydał za to oświadczenie, w którym potępia „rok brutalnej wojny, ludzkiego cierpienia, zabijania i destrukcji”, wyraża „głębokie współczucie wobec narodu ukraińskiego, którego ból przekracza granice wyobraźni” oraz obiecuje swój „skromny wkład w wysiłek na rzecz pokoju”.