Magdalena Fularczyk-Kozłowska i Natalia Madaj: Sportu uczyłyśmy się w domu

Magdalena Fularczyk-Kozłowska i Natalia Madaj – mistrzynie olimpijskie w dwójce podwójnej specjalnie dla „Rz"

Aktualizacja: 16.08.2016 07:20 Publikacja: 15.08.2016 19:43

Magdalena Fularczyk - Kozłowska (z lewej) i Natalia Madaj: dwie kobiety z małych miast

Magdalena Fularczyk - Kozłowska (z lewej) i Natalia Madaj: dwie kobiety z małych miast

Foto: PAP/EPA, Diego Azubel

Rzeczpospolita: Złoty medal bardzo bolał?

Magdalena Fularczyk-Kozłowska: Może wyglądało, że się nam łatwo płynęło, lecz naprawdę zmęczyłyśmy się bardzo w finale. Na mecie bolały i nogi, i ręce.

Ile dni rocznie spędzają panie na obozach?

Natalia Madaj: Jakieś 260.

M.F.K.: Za dużo... może nawet 280, licząc z roztrenowaniem. W sumie miesiąc, półtora w domu; tak, jest w tym trochę szaleństwa.

N.M.: Bo ta reszta to są krótkie przerywniki między zgrupowaniami. Wtedy tydzień wolnego to jest luksus.

Ile kilometrów na wodzie oznacza taki trening?

N.M.: Trener to liczy. Ja, powiem szczerze, nie wiem. I chyba wolałabym nie wiedzieć.

A na ergometrze?

M.F.K.: W 40 minut jesteśmy w stanie przewiosłować 9 kilometrów, może 10, zależy od obciążenia. Na ergometrze pracujemy w zimie nawet cztery razy w tygodniu, za każdym razem dwa razy po 50 minut, albo 50 i 40, albo tak zwane dwudziestki. Dużo jest tego. Bardzo dużo. Do tego tony na siłowni.

Do pełnego bilansu może panie powiedzą, ile kontuzji przeszły i co się psuje od wiosłowania?

M.F.K.: O matko! Przez 16 lat: dwie operacje – rekonstrukcja więzadła i odbarczanie nerwu obwodowego, dwie blokady, drobnych kontuzji miałam mnóstwo, już jako juniorka i w grupie młodzieżowej. Poważnych zebrałoby się cztery, może pięć. A to, że boli codziennie, to jest normalne.

N.M.: Trenuję ponad 13 lat, ale, odpukać, nie miałam bardzo poważnych kontuzji i operacji. Mam typowe bóle wioślarskie, również w Rio dopadły mnie po przedbiegu. To są problemy, z którymi nauczyłam się żyć. Czasem są mniejsze, czasem większe, ale uważam, że tak musi być i trzeba się przyzwyczaić.

M.F.K.: To jest nasze ryzyko zawodowe. Boli, łupie w kręgosłupie lub w nodze – to jest wpisane w sport wyczynowy. Trzeba się także nauczyć z tym trenować i nie panikować.

Trener Marcin Witkowski po złotym medalu ponoć przepraszał, że bywał dla was zbyt surowy. Prawda?

N.M.: Trener absolutnie nie ma nas za co przepraszać. Jesteśmy dzięki niemu w tym miejscu, w jakim jesteśmy, ze złotem na szyi. Jak każdy człowiek – ma lepsze i gorsze dni. My też takie mamy. Najważniejsze, że praca jest dobrze wykonywana.

M.F.K.: Musiał taki być. Trzeba mu oddać, że stworzył nasze nowe kobiece wioślarstwo, dostał grupę talentów, naszą dwójkę, także czwórkę podwójną i dwójkę bez sternika. Miał plan, był i jest konsekwentny. Muszę też powiedzieć, że dba o nas, choć czasem krzyczy lub fuka. Zawodniczki są dla niego najważniejsze, dla nich prosi, dzwoni, wiemy, że możemy do niego przyjść z każdą, nawet najdrobniejszą sprawą. Jeśli ten drobiazg może pomóc w treningu, w walce na torze, to on na pewno to zrobi.

Laurka piękna, trener nie ma wad?

N.M.: Dziś nie mówmy o nich. To złoty trener. Tyle krążków zdobył z nami, że nie ma o czym wspominać.

O „żurawiu" oznaczającym finałowe przyspieszenie na torze wie od kilku dni cała sportowa Polska, mają panie jakieś inne hasła wyścigowe?

M.F.K.: Mamy tylko to jedno. Niewiele da się pogadać w czasie wyścigu.

N.M.: Nie da się niemal wcale. Przecież każde wypowiedziane słowo lub zdanie kosztuje. Czasem tylko rzucimy coś, co jest związane z kierunkiem i tempem. I tyle.

Płyną panie na 2 km, w tempie 16 km/godzinę...

M.F.K.: Czasem szybciej, nawet 18,2 albo 18,3 km/godz., jak wiatr powieje i są dobre warunki.

Mają panie zawsze ten sam sposób na taktyczne rozgrywanie wyścigów?

N.M.: Zwykle płyniemy tak: mocno od początku, by być w grupie z przodu, potem przechodzimy na równą jazdę w środkowej części dystansu, następnie jest ten „żuraw", czyli pierwszy sygnał, że czas uciekać, nie czekać na ostatnie 500 m. Ostatni odcinek to jest uruchomienie rezerwy, jaką gromadziłyśmy w środkowej części dystansu. 250 m do mety, czerwone bojki – dajemy z siebie wszystko. Magda niekiedy krzyczy: 100 do końca, wtedy czasem sobie liczymy: jeszcze 15 chwytów, 14, 13, 12...

Niby tylko siedem minut, a tyle się dzieje...

N.M.: Jest jeszcze walka z rywalkami, głowa też ma znaczenie. Kiedy w połowie dystansu kwas mlekowy już zalewa mięśnie, trzeba jeszcze wiedzieć, jak zachować resztę energii na finisz. Podczas ostatniego wyścigu w Rio musiałyśmy taktykę trochę zmienić, ale też dobrze wyszło.

M.F.K.: Bo taktyka zależy też od rywalek, które potrafią nam narzucić swoje prawa. Rzadko, ale się zdarza.

Czy są sytuacje, gdy wyścig mija błyskawicznie, albo przeciwnie – wyjątkowo się dłuży?

N.M.: Kiedy wyścig jest dobry, kiedy płyniemy z przodu, mija bardzo szybko. Bywa, że nawet nie pamiętamy, jak to bolało. Kiedy trzeba walczyć, uciekać, to chce się, by linia mety szybciej się zbliżała. W tym sezonie wyścigi nam się nie dłużyły.

Padło hasło: dwójka kompletna; na czym to polega?

M.F.K.: Mamy prawie ten sam wzrost i wagę oraz kolor włosów. A poważnie – zawsze powtarzam, że łączy nas to, że mamy wielkie serce do sportu. Nie boimy się, zawsze chciałyśmy udowodnić, że takie małe osóbki potrafią wiosłować. Myślę też, że jesteśmy podobnie pracowite, uparte i konsekwentne. Najbardziej dzieli nas to, że ja jestem pesymistką, a Natalia optymistką.

N.M.: Poczucie humoru mamy obie. Jeśli zaś przebywa się ze sobą tak długo, to na przykład odkrywamy, że Magda słucha bardziej spokojnej muzyki, ja bardziej energetycznej. Ale i tak wymieniamy się utworami albo książkami.

M.F.K.: Kiedyś Natalia śmiała się ze mnie, że jestem już stara, bo tylko czytam książki, a teraz od dwóch lat sama zakopała się w lekturach.

Małe osóbki? Na podium rzeczywiście tak wyglądało, przy Brytyjkach były panie jak kruszynki, ale co to konkretnie oznacza?

M.F.K.: Mam 173 cm, ważę teraz jakieś 67–68 kg.

N.M.: Ja jestem ciut wyższa, 175 cm, waga taka sama.

Robią panie z siebie żarty?

N.M.: Pewnie, że tak. Najczęściej są to sytuacyjne docinki.

M.F.K.: Natalia ma bardzo dobre cięte riposty. Szybkie i konkretne. Nie mogę powiedzieć wszystkiego, ale zapewniam, jest w tym mistrzynią.

W sumie są z was niemal siostry czy świetne koleżanki z pracy?

N.M.: Jedno i drugie.

M.F.K.: To nas jeszcze łączy, że nie tylko potrafimy ze sobą wiosłować, ale też rozmawiać na lądzie, iść razem na zakupy, nie mamy z tym problemu. Oczywiście bywają dni, gdy nie możemy na siebie patrzeć. Wtedy jedna idzie w lewo, druga w prawo i jedna drugiej nie zawraca głowy.

Łączy też panie fakt, że nie pochodzą z metropolii, tylko ruszyły w wielki sportowy świat z mniejszych miejscowości?

M.F.K.: Urodziłam się w Wąbrzeźnie, pochodzę z Grudziądza. Jest coś w tym, że dziewczynki z małych miejscowości marzą o wielkiej przygodzie. Łączy nas jeszcze to, że w rodzinie uprawiało się sport. U mnie rodzice, u Natalii siostra, trochę brat. Nauczyłyśmy się sportu w domu i pielęgnowałyśmy tę tradycję.

N.M.: Nigdy nie miałam kompleksu, że pochodzę z Szydłowa. Moje Szydłowo jest blisko Piły, tylko 5 km, więc niektórzy u nas mówili, że są z tego miasta. Ja nigdy. Ale to sport dał mi szansę, by wyjechać i zobaczyć więcej.

Czego panie nie robiły przez ostatnie lata z powodu wioślarstwa, a bardzo miały ochotę zrobić?

M.F.K.: Zawsze chciałam jeździć na nartach wodnych i miałam ku temu okazję, ale wybijałam to sobie z głowy, żeby nic mi się nie stało.

N.M.: Ja podobnie – w cieplejsze dni między zgrupowaniami chciałam pojeździć na rolkach, ale nie wychodziłam, bo myślałam: przewrócę się, zaczepię o krawężnik. W głowie siedzi z tyłu, że trzeba na siebie uważać.

Co dalej? Rok odpoczynku, czy dalej w kierat? Tokio na horyzoncie, czy za wcześnie o tym mówić?

N.M.: Jeszcze nie miałyśmy tak poważnej rozmowy. Jeszcze cieszymy się chwilą.

Ile lat można uprawiać wioślarstwo na mistrzowskim poziomie?

N.M.: Nasza rywalka z Wielkiej Brytanii, która zdobyła srebro, ma 41 lat. Zatem można, tylko trzeba wiedzieć, co się chce w życiu robić.

Zostały panie w mediach złotkami, podoba się?

M.F.K.: Tak, bardzo.

N.M.: Złotka są w porządku. Nie chcemy tego zmieniać.

—rozmawiał w Rio Krzysztof Rawa

Sport
Kodeks dobrych praktyk. „Wysokość wsparcia będzie przedmiotem dyskusji"
Sport
Wybitni sportowcy wyróżnieni nagrodami Herosi WP 2025
Sport
Rafał Sonik z pomocą influencerów walczy z hejtem. 8 tysięcy uczniów na rekordowej lekcji
doping
Witold Bańka jedynym kandydatem na szefa WADA
Materiał Partnera
Herosi stoją nie tylko na podium