Wszystkie bilety wyprzedano. Czekają medale w 26 konkurencjach i prawie 2,5 mln dolarów na premie dla najlepszych, w tym 40 tys. dla mistrza świata. Jest pula dla rekordzistów świata – za każdą poprawkę w tabelach IAAF zapłaci 50 tys. dolarów – po wynikach badań antydopingowych.
Frekwencja dopisała – przyjechało 650 sportowców ze 157 krajów, co oznacza rekord uczestnictwa. Dziesiątka mistrzów sprzed dwóch lat z Moskwy będzie bronić tytułów. Od czasu ubiegłorocznych regat o Puchar Ameryki Walencja nie przeżywała większego wydarzenia sportowego.
Do czwartku najgłośniej było jednak o występie Dwaina Chambersa, któremu działacze brytyjscy, mimo prób, nie potrafili przeszkodzić w wywalczeniu kwalifikacji w biegu na 60 m. Sprinter wykorzystał groźby prawne, by móc startować w eliminacjach krajowych, i je wygrał, ale od 2006 r., czyli końca dyskwalifikacji, nie przeszedł badań antydopingowych.
Start Brytyjczyka wzbudza protesty, tym bardziej że nie zwrócił on dochodów osiągniętych w okresie, gdy brał niedozwolone środki. W tym roku Chambers ma czwarty czas na listach światowych, więc jego start w finale jest niemal pewny. Scenariusz z brytyjskim sprinterem na podium podczas pierwszego dnia zawodów (finał o 20.45) wydaje się bardzo prawdopodobny, co organizatorom spędza sen z powiek.
Mimo nieobecności wielu sław, które nie chcą budować dwóch szczytów formy w roku olimpijskim, Walencja może nie będzie pamiętana wyłącznie jako miejsce kolejnego sukcesu dopingowego oszusta. Pierwszą, która może to sprawić, jest Jelena Isinbajewa, która chce poprawić rekord świata. Sobotni konkurs skoku o tyczce (eliminacje w piątek) interesuje także Polaków ze względu na start Moniki Pyrek i Anny Rogowskiej, lecz nie należy mieć złudzeń – rosyjska mistrzyni zostawi innym walkę o srebro.