Komentator telewizyjny zdołał tylko ostrzec widzów, gdy polski kopacz ustawił się 61 jardów (ok. 56 metrów) od bramki Cleveland Browns: „Proszę się nie śmiać. Lepiej wstrzymajcie oddech, bo ten facet może tego dokonać”. Chwilę później holder złapał piłkę i ustawił ją przed Polakiem, a ten kopnął potężnie lewą nogą. To było czwarte najdalsze uderzenie w oficjalnym meczu. W sporcie, który Amerykanie prowokacyjnie nazywają futbolem, a który bardziej przypomina rugby, kontaktów jajowatej piłki ze stopą jest niewiele. Jedynymi, którzy tego dokonują, są tzw. kickerzy (kopacze). Polak jest w tym momencie jednym z najlepszych w całej lidze NFL. O skali jego wyczynu świadczy to, że zatrudnienie w NFL znajduje wielu takich, którzy przez całą karierę nie kopną piłki dalej niż na jardów 50. [wyimek][b]Więcej wiadomości z serwisu [link=http://www.rp.pl/temat/350599.html]Przewrotka[/link][/b] [/wyimek]
Janikowski, jak sam twierdzi, może nie kopać piłki przez miesiąc, a nawet wtedy potrafi uderzyć mocno i celnie. Tak mocno, że jednym z jego przydomków jest „The Polish Cannon” (polska armata). Z tym trzeba się urodzić.
Niewiele jednak brakowało, żeby Janikowski nie zagrał nigdy profesjonalnie w futbol amerykański. W ostatnim roku gry w college’u wybrał się ze znajomymi (nie po raz pierwszy zresztą) do dyskoteki w Tallahassee. Ich zachowanie nie spodobało się oficerowi policji Michaelowi Knightowi. Jeden z kolegów Polaka wylądował w radiowozie w kajdankach. Janikowski mieszkał już wtedy w USA od siedmiu lat i był blisko draftu do NFL. Ale chyba jeszcze ciągle nie rozumiał Ameryki. Podszedł z uśmiechem do siedzącego w radiowozie Knighta i rzucił krótko: „Ile?”. Gdy policjant podniósł głowę, ze zdziwieniem zobaczył, że chłopak przelicza banknoty. Za takie przestępstwo groziło mu pięć lat więzienia i 5000 dolarów grzywny, a w perspektywie deportacja do Polski. Na szczęście dla niego sąd uwierzył w wyjaśnienia, że próbował tylko od ręki zapłacić mandat, który gorliwy funkcjonariusz nałożył na przyjaciela.
Gdy Janikowski zaczynał interesować się sportem, futbol amerykański był w Polsce nieobecny i niewielu wiedziało, jak się w niego gra. Ojciec Sebastiana w latach 80. wyjechał za chlebem do USA. Czy wyjazd przyniósł to, czego chciał, nie wiadomo. Z punktu widzenia kibiców NFL najważniejsze jest, że poznał tam Amerykankę, z którą niedługo potem wziął ślub i dzięki temu uzyskał amerykańskie obywatelstwo. Mały Sebastian wraz z matką zostali w Wałbrzychu, mieście, które zbyt wielu perspektyw młodym ludziom w tamtym czasie nie oferowało. Jedną z kilku dostępnych była piłka nożna, którą zaczął trenować Sebastian. Szło mu na tyle dobrze, że w końcu zadzwonił telefon od ówczesnego trenera reprezentacji U-17. Ale właśnie wtedy ojciec zechciał sprowadzić go do siebie. Młody chłopak pojechał, choć był bardzo zżyty z matką i rozstanie przeżył mocno, a do ojca mógł czuć żal o to, jak ułożył sobie życie na emigracji.
Angielskiego uczył się od podstaw, głównie z telewizji. Może dlatego zamiast rozmawiać z kolegami, na początku głównie się z nimi bił. W końcu trafił do drużyny soccera, strzelił 15 bramek i pomógł awansować do finału rozgrywek. Zaczął grać w klubie Orlando Lions, skąd trener Angelo Rossi wyciągnął go do liceum Seabreeze w Daytona Beach. Tam zaczęła się jego przygoda z futbolem amerykańskim. Piłkarze, którzy mocno potrafią kopnąć piłkę, są cenieni przez trenerów futbolu. Tony Meola, bramkarz reprezentacji USA, na początku lat 90. próbował swoich sił w drużynie NFL New York Jets. A Janikowski był lepszy niż Meola. Gdy jako nastolatek grał w Polsce w piłkę, uderzył tak mocno, że złamał bramkarzowi rękę.