Reklama
Rozwiń

Kontroler puka o świcie

Polscy kandydaci do medali mają już za sobą pierwsze treningi w Whistler

Aktualizacja: 11.02.2010 08:09 Publikacja: 11.02.2010 02:40

Skocznie w Whistler - tu zaczną się igrzyska

Skocznie w Whistler - tu zaczną się igrzyska

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

Justyna Kowalczyk dotarła do wioski olimpijskiej dopiero we wtorek późnym wieczorem. Cały dzień jechała z Aleksandrem Wierietielnym z Canmore, gdzie wygrała ostatni przed igrzyskami bieg Pucharu Świata. Wioska jest o 20 minut jazdy samochodem od miasteczka Whistler. A stąd, by znaleźć się na trasach biegowych, które znajdują się tuż obok skoczni, trzeba jeszcze spędzić pół godziny w autobusie. [wyimek][b]Czytaj więcej o igrzyskach w [link=http://www.rp.pl/temat/380484.html]Vancouver[/link][/b] [/wyimek] Na pierwszy trening na trasach igrzysk Justyna wyszła w środę późnym wieczorem polskiego czasu. W poniedziałek czeka ją pierwszy start – 10 km stylem dowolnym. Rafał Węgrzyn, jeden z czterech serwismenów naszej mistrzyni, jest dobrej myśli. Jego zdaniem Kowalczyk poradzi sobie z presją i będzie skutecznie walczyć z tymi, które czają się za jej plecami. Ale Węgrzyn potwierdza to, o czym mówiono wcześniej: trasy tutaj są łatwe, zupełnie inne od tych w Canmore.

[srodtytul]Justyna wie, czego chce[/srodtytul]

– Tam było ciężko, na ostrym podbiegu można było sporo zyskać. Takie trasy Justyna lubi najbardziej. Na szczęście w Whistler też trochę się ostatnio zmieniło. W sprincie dołożono trochę dystansu, jest dłuższy podbieg i już na samym stadionie chyba trudniej niż wcześniej. Zobaczymy, co powie Justyna, gdy przebiegnie po tych trasach kilka razy – zastanawiał się Węgrzyn.

Estońscy serwismeni Kowalczyk, Are Mets i Peep Koidu, oraz młodzi Polacy Węgrzyn i Mateusz Nuciak cały czas analizują prognozy pogody. – W najbliższym czasie ma podobno spaść metr śniegu. Będzie pięć stopni na minusie. Ze smarowaniem nie powinno być jednak kłopotów – uspokaja Węgrzyn.

Do Estończyków, szczególnie do bardziej doświadczonego Metsa, należy decydujący głos przy wyborze nart w stylu klasycznym. Nartami do łyżwy zajmują się Węgrzyn z Nuciakiem.

– Klasyk jest skomplikowany. Trzeba smarować tak, by narty jednocześnie trzymały na podbiegach, jechały i nie hamowały. W nartach do stylu dowolnego najważniejsza jest struktura. To jak bieżnik na oponie. My dbamy o to, by był najlepiej dopasowany do warunków – tłumaczy młody serwismen.

Wszyscy w teamie Kowalczyk wstają rano, ale serwismeni najwcześniej, choć ona też jest już na nogach po piątej. – Jedziemy na trasę kilka godzin przed startem, mierzymy temperaturę śniegu. Często gołym okiem widać, jakie są warunki, jak trzeba posmarować – wyjaśnia Węgrzyn. – Bardzo dużo dają nam dyskusje z Justyną. Ona wie, czego chce, i wie, jak to powiedzieć. Znakomicie pamięta narty, to też cecha mistrzów.

Węgrzyn z Nuciakiem testują narty, sugerują, które są szybsze, ale to Justyna podejmie ostateczną decyzję. – Najczęściej zgadzamy się w swoich opiniach, ale bywa, że mamy różne zdanie. To kwestia czucia nart.

[srodtytul]Niech się młodzi martwią[/srodtytul]

Sprzętu jest dużo. 80 par nart, z czego prawie 60 startowych. Na każde warunki po pięć par. Dlatego mniejsza o dwa metry kwadratowe kabina, którą naszej ekipie przydzielili organizatorzy, wzbudziła takie emocje. Najpierw były kłótnie, później negocjacje i wreszcie znalazła się druga. Razem 32 metry kwadratowe. Jedna będzie dla Kowalczyk, druga dla innych naszych biegaczek i biegaczy.

Dwukrotna mistrzyni świata z Liberca może też liczyć na osobny pokój. Tak samo jak biatlonista Tomasz Sikora, który w Whistler jest już od początku lutego. Gdy trasy igrzysk były jeszcze zamknięte, ćwiczył na tych przygotowanych w parku narodowym. Od kilku dni może się już sprawdzić na olimpijskiej strzelnicy. Wczoraj polscy biatloniści startowali w treningowych zawodach z innymi ekipami.

Adama Małysza zakwaterowano w dwójce ze Stefanem Hulą, ale mistrz nie narzeka. Lubi atmosferę wioski olimpijskiej i dobrze się w niej czuje. O formie mówi krótko: - Nie ma powodów do obaw. Niech się inni, młodsi martwią.

Skoczkowie wczoraj pierwszy raz trenowali na normalnej skoczni (Małysz w drugiej serii był tuż za najlepszymi – Ammannem i Morgensternem), a już jutro o 19 polskiego czasu są kwalifikacje do sobotniego konkursu (Małysz awans ma zapewniony).

Droga z Vancouver do Whistler trwa dwie godziny. Bajkowe widoki po jednej stronie, wysokie skały po drugiej. Autobusy na razie są niemal puste. Czasami jedzie jeden dziennikarz, czasami dwóch. Na punktach kontrolnych zawsze te same pytania. – Skąd pan jedzie, ile osób pan wiezie, czy nie zatrzymywał się pan po drodze.

Sportowcy też są kontrolowani. Najczęściej biegacze i biatloniści, ale Małysza też wzięli do kontroli antydopingowej zaraz po przyjeździe do wioski.

– Trwało to długo, bo nie mieli piwa, musiałem wypić dużo wody. Krew też brali, choć skoczkom nie biorą – opowiadał.

Tomasza Sikorę wyrwali do kontroli w niedzielę prosto z łóżka, o 6.30 rano. Innych biorą ze stołówki, siłowni, z treningowych tras. Walka z dopingiem trwa tu na całego.

[i]masz pytanie, wyślij e-mail do autora

[mail=j.pindera@rp.pl]j.pindera@rp.pl[/mail][/i]

Sport
Prezydent podjął decyzję w sprawie ustawy o sporcie. Oburzenie ministra
Sport
Ekstraklasa: Liga rośnie na trybunach
Sport
Aleksandra Król-Walas: Medal olimpijski moim marzeniem
SPORT I POLITYKA
Ile tak naprawdę może zarobić Andrzej Duda w MKOl?
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Sport
Andrzej Duda w MKOl? Maja Włoszczowska zabrała głos
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku