Reklama
Rozwiń

Kanada pachnąca pośpiechem

Każdy ma swoje igrzyska. Inne mają sportowcy, inne wiecznie zabiegani ludzie mediów i zupełnie inne igrzyska mają kibice, którzy bawią się tu na całego

Aktualizacja: 18.02.2010 12:45 Publikacja: 18.02.2010 10:37

Kanada pachnąca pośpiechem

Foto: Reuters

Choć dopiero się zaczęły, w pamięci zostaną na lata. Jeszcze nie tak dawno witały gości na przemian ulewnym deszczem i promieniami słońca. A kiedy w górach spadło trochę śniegu i temperatura zjechała poniżej zera, przypomniały, że są zimowe nie tylko z nazwy.

[srodtytul]Kibic musi krzyczeć[/srodtytul]

Ci, którzy w czasie igrzysk mieszkają w Vancouver, pięknym mieście nad Pacyfikiem, nie znają najczęściej narciarskiego kurortu Whistler, i odwrotnie. Zamiast w kilka godzin pokonywać 140 kilometrów dzielących oba miasta, podróżując po krętej, pełnej bajecznych widoków drodze, wolą zasiąść w barze. Kibic na tych igrzyskach nie różni się zbytnio od tego z innych imprez, bez względu na to, gdzie i komu kibicuje. Jest krzykliwy, roześmiany i mocno pobudzony litrami wypijanego piwa. Do tego najczęściej młody, szczególnie ten kontaktujący się z otoczeniem za pomocą wrzasku i pohukiwań.

Kibic w Vancouver mieszka w hotelach po kilkaset dolarów za dobę, bywa, że wynajmuje nieco tańsze mieszkanie lub korzysta z gościnności znajomych. Ogląda hokej, starsi lubią curling i delektują się pięknem jazdy figurowej na lodzie. Młodzież jeździ do Cypress Mountain, by oglądać popisy snowboardzistów, którzy mają swój własny świat. Świat kolorowy, czasami pachnący marihuaną i słabym kanadyjskim piwem. Mający swoje wielkie gwiazdy zarabiające miliony, dynamiczny, prący do przodu, ale mało zrozumiały dla tych, którzy wciąż twierdzą, że tradycyjne narty przetrwają wszystko, nawet snowboard.

Tych właśnie można spotkać w Whistler i okolicach. Całe dnie szusują na pobliskich zboczach, a wieczorami przesiadują w pubach, oglądając igrzyska na licznych telebimach. Ci, którzy kupili bilety, wsiadają do autobusów i jadą jeszcze wyżej w góry, by na własne oczy spojrzeć na skoki Simona Ammanna, próbować zrozumieć nieznany tu biatlon, czy śmigających po płaskich, łatwych trasach biegaczy i biegaczki, a wśród nich naszą Justynę Kowalczyk. Swoją elitarną publiczność ma świat alpejczyków z gwiazdami takimi jak Lindsey Vonn czy Tom Ligety, które rok w rok podpisują reklamowe kontrakty warte miliony dolarów. Polaków, niestety, wielu tu nie ma.

[srodtytul]Sportowiec musi wierzyć[/srodtytul]

Sportowcy z reguły mieszkają w wioskach olimpijskich, do których osoby z zewnątrz nie mają dostępu. Dwu, trzyosobowe pokoje, żadnych luksusów, bez radia i telewizora, ale za to z obficie zaopatrzoną stołówką i atmosferą kampusu czy akademika, o której wielu z nich już zapomniało. Niektórzy wolą jednak do swoich startów przygotowywać się z dala od olimpijskiej atmosfery, zaszyci w drogich, wynajętych domach, gdzie czekają na dzień, który odmieni ich życie.

Olimpijski medal na rynku reklamowym wciąż jest w cenie, sporo pieniędzy płacą za niego komitety olimpijskie takich krajów jak Bułgaria czy Rosja. Dużo (250 tysięcy za złoto) dają Polacy, którzy swym medalistom przyznają też dożywotnie emerytury. Kanadyjczycy z całą pewnością nie rozpieszczają swoich bohaterów, bo wiedzą, że pomoc państwa nie jest im do godnego życia niezbędna. Mistrzowie dadzą sobie radę sami, podpisując lukratywne kontrakty. Na intratne propozycje nie muszą długo czekać.

[srodtytul]Dziennikarz musi zdążyć[/srodtytul]

Trzecia grupa, to ci którzy opisują, pokazują i komentują olimpijskie zmagania. Ludzie mediów. Najbardziej zabiegani, znerwicowani i zapracowani. Tysiące reporterów bez płci i wieku z całego świata, śpiących po kilka godzin na dobę, dosypiających w autobusie. Czasami pracujących w pocie czoła tylko po to, by podstawić mikrofon pod nos komuś, kto przybiegł ostatni, przegrał mecz czy wolniej, niż oczekiwano, biegł tego dnia na nartach.

Reporter wstaje najpóźniej o szóstej rano, kładąc się do łóżka o 2 – 3 w nocy, oczywiście jeśli wcześniej nie musi niczego napisać. Potem biegnie w amoku na przystanek i czeka na autobus. Jeśli mieszka w Vancouver, a chce opisać pasjonujący zjazd w Whistler z udziałem Amerykanina Bode Millera, nie powinien kłaść się spać. Najpierw musi przecież dostać się do MPC (Głównego Biura Prasowego), pięknie położonego nad zatoką, później pokonać 140 kilometrów i mieć nadzieję, że przyjedzie do Whistler o równej godzinie, bo inaczej poczeka kolejne trzydzieści minut, by móc powalczyć o miejsce w kolejnym busie. Szczęśliwiec może się wtedy zdrzemnąć, trzy kwadranse odpocząć (tyle trwa podróż na areny sportowe w tym piekielnie drogim kurorcie), a gdy już dojedzie i wysiądzie (wydawałoby się w miejscu przeznaczenia), musi pokonać jeszcze kilkaset metrów, jeszcze jedną kontrolę i dopiero wtedy jest tam, gdzie „coś się dzieje”.

Wcześniej jednak reporter powinien w biurze prasowym znaleźć sobie stolik, na którym położy laptop i podłączy się do internetu (560 dolarów). A jeśli przy okazji pogodzi się z wydatkiem kolejnych kilkunastu dolarów za lichą zupkę i przysłowiową bułkę z bananem, może wreszcie rozpoczynać pracę.

Wróci do domu dopiero nocą, by zaraz wracać tam, skąd przyjechał. Gdyby kierowcy publicznych autobusów znali adresy i nie poruszali się po omacku, mógłby wrócić znacznie wcześniej. A przecież bywa jeszcze gorzej. Dobiegasz do autobusu, a on odjeżdża. Po czymś takim nie wszyscy kochają Kanadę.

[i]Janusz Pindera z Vancouver[/i]

Choć dopiero się zaczęły, w pamięci zostaną na lata. Jeszcze nie tak dawno witały gości na przemian ulewnym deszczem i promieniami słońca. A kiedy w górach spadło trochę śniegu i temperatura zjechała poniżej zera, przypomniały, że są zimowe nie tylko z nazwy.

[srodtytul]Kibic musi krzyczeć[/srodtytul]

Pozostało jeszcze 94% artykułu
Sport
Prezydent podjął decyzję w sprawie ustawy o sporcie. Oburzenie ministra
Sport
Ekstraklasa: Liga rośnie na trybunach
Sport
Aleksandra Król-Walas: Medal olimpijski moim marzeniem
SPORT I POLITYKA
Ile tak naprawdę może zarobić Andrzej Duda w MKOl?
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Sport
Andrzej Duda w MKOl? Maja Włoszczowska zabrała głos
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku