Spotkanie z Rosjankami w Sankt Petersburgu było rewanżem za finał mistrzostw świata w Hawanie w 2003 roku. Wtedy górą były Polki, zdobywając jedyny do tej pory tytuł drużynowych mistrzyń. Tym razem też było dramatycznie.
Gdy Sylwia Gruchała przystępowała do ostatniej walki z Jewgienią Łamonową, Rosjanki prowadziły jednym punktem. Polka, brązowa medalistka igrzysk w Atenach, ostatnio nie miała najlepszej passy. Nie powiodło jej się w turnieju indywidualnym, podobnie jak koleżankom, ale nie od dziś wiadomo, że kiedy idzie o dobro drużyny, potrafi wykrzesać dodatkowe siły.
Właściwie od początku reprezentacyjnej kariery to ona kończy drużynowe mecze. Twarda psychicznie, waleczna, jak nikt inny potrafi znieść presję. Po kilku minutach walki prowadziła 24:21 i złoty medal był już na wyciągnięcie ręki.
Ale Rosjanka nie dawała za wygraną. Trafiła dwukrotnie, Polka zaczęła się denerwować, dyskutować z sędzią. Otrzymała żółtą kartkę, potem na kilkanaście sekund przed końcem pojedynku, prowadząc 25:24, nie usłyszała komendy "Naprzód", ale sędzia nie uznał jej protestów.
Przy remisie 25:25 o złotym medalu decydowała minutowa dogrywka. Wygrać miała ta, która jako pierwsza zada trafienie. Gruchała zaatakowała, chwilę trwała analiza sędziowska akcji, a później była już tylko wielka radość.