Dowody ze śmietnika

Rosyjskiemu wioślarstwu grozi kilkuletnia banicja. Wszystko przez torbę strzykawek wyrzuconą nie tam, gdzie trzeba, i pewnego Szwajcara z obsesją porządku

Publikacja: 09.02.2008 00:29

Dowody ze śmietnika

Foto: Network Photographers

Pół roku przed igrzyskami olimpijskimi w Pekinie rosyjskie wioślarstwo – od czasów ZSRR jedna z potęg – jest w stanie upadku. W ciągu ostatnich kilku miesięcy Międzynarodowa Federacja Towarzystw Wioślarskich (FISA) zdyskwalifikowała za niedozwolone wspomaganie aż ośmiu reprezentantów tego kraju. W środę wymiar kary (dwa lata zawieszenia) poznały ostatnie zawodniczki z tej grupy: Anastazja Fatina i Anastazja Karabelszczikowa, wiosłujące w ósemce.

Wcześniej zawieszono ich koleżankę z tej samej osady, męską dwójkę wagi lekkiej i trzech zawodników z męskiej ósemki. Wszystkich z tego samego paragrafu: robienie sobie zastrzyków bez uzasadnionej medycznie potrzeby, co jest w przepisach równoznaczne ze stosowaniem dopingu.

W najbliższych dniach FISA ma podjąć decyzję, co zrobić z rosyjskim związkiem wioślarskim. Jego działacze, trenerzy i obsługa medyczna już pod koniec stycznia dostali roczny zakaz uczestniczenia we wszelkich regatach, muszą też zapłacić 75 tys. franków szwajcarskich.

Taką karę przewiduje regulamin, gdy w ciągu 12 miesięcy na dopingu wpadnie czterech lub więcej zawodników z tego samego kraju. Ale teraz ich liczba doszła do dziewięciu (przed obecną serią dyskwalifikacji pozytywny wynik testu miała jeszcze Olga Samulenkowa, mistrzyni świata w czwórce z 2006) i trzeba będzie zaostrzyć karę.

Kodeks antydopingowy FISA mówi, że w takiej sytuacji można już skazać na banicję nawet na cztery lata cały związek – od działaczy po zawodników.

To oznacza, że na czas zawieszenia rosyjska kadra stałaby się grupą wioślarzy hobbystów mogących najwyżej ścigać się ze sobą. A federacja przeszłaby do niechlubnej historii dopingu, bo takie kary zdarzają się bardzo rzadko.

– Pamiętam podobne przypadki z podnoszenia ciężarów i kulturystyki – wspomina profesor Jerzy Smorawiński, były przewodniczący Komisji do Zwalczania Dopingu w Sporcie. Tyle że kulturyści i ciężarowcy to stali podejrzani w sprawach dopingowych, a wioślarstwo dotąd uchodziło za szlachetny i czysty sport.

Dopingowe domino, które może wywrócić całe rosyjskie wioślarstwo, ruszyło siedem miesięcy temu spod jednego z hoteli w Lucernie, a właściwie spod ustawionych obok śmietników.

Zawieszenie z powodu dopingu całego związku krajowego – tego jeszcze nie było w wioślarstwie

Był 15 lipca, na słynnym torze na Rotsee dzień wcześniej skończyły się finałowe zawody Pucharu Świata. Rosjanie byli w trakcie porannego rozruchu koło hotelu, gdy ktoś z ekipy podbiegł, by wyrzucić plastikową torbę. Ale zamiast do pojemnika na plastik, wepchnął ją do przeznaczonego na naturalne odpady. Obserwujący scenę przechodzień nie wytrzymał, poczekał aż wioślarz odbiegnie i sięgnął do pojemnika, by przełożyć torbę na właściwe miejsce. Spojrzał na pakunek i już wiedział, że trzyma w ręku coś, co bardzo zainteresuje komisję zawodów.

Torba pełna była strzykawek, igieł, probówek i butelek opisanych cyrylicą. Nie znaleziono tam wprawdzie żadnej zakazanej substancji, ale były ślady krwi ośmiu różnych osób. Z dokumentacji medycznej nie wynikało, żeby w którejś z reprezentacji aż tyle osób miało w tym czasie przepisane zastrzyki, a Rosja była już na cenzurowanym po dopingowej wpadce Samulenkowej.

FISA nie pochwaliła się znaleziskiem, dochodzenie trzymano przez dwa tygodnie w tajemnicy. – Czuliśmy się trochę jak porucznik Colombo – mówił „Frankfurter Allgemeine Zeitung” dyrektor FISA Matt Smith. Na początku sierpnia były mistrzostwa świata w Monachium i zapadła decyzja, by przed nimi w ramach rutynowej kontroli pobrać krew od całej rosyjskiej reprezentacji, a potem porównać ją ze znalezionymi próbkami DNA.

Wszystkie udało się zidentyfikować. Potem rosyjskich sportowców wzywano na rozmowy, każdy dostał szansę złożenia wyjaśnień. Niektórzy przyznali się do wstrzykiwania preparatu opartego na fruktozie. Działaczy też wzywano, ale wskazywali tylko fałszywe tropy.

– Fruktoza nie jest na liście zakazanych środków, ale niezgłoszony zastrzyk już można według obecnych przepisów uważać za doping. Nawet jeśli ktoś chciałby się w ten sposób tylko nawodnić. Poza tym trudno mi uwierzyć, że ekipa miała pod ręką przenośne laboratorium tylko po to, żeby wstrzykiwać sobie fruktozę – mówi profesor Smorawiński.

Dyskwalifikacje spadały na rosyjską reprezentację falami: podczas mistrzostw w Monachium pierwsze trzy osoby, kolejne trzy w styczniu, ostatnie dwie w środę. Trwało to aż siedem miesięcy, bo sprawa była nietypowa. Nie zaczęła się od pozytywnego wyniku testu antydopingowego, tylko od źle posortowanych śmieci.

Teraz przed FISA decyzja, jak surową karę nałożyć. Akurat ta federacja nie powinna mieć problemów z wymierzeniem sprawiedliwego wyroku. Jej szef Denis Oswald to jeden z najlepszych specjalistów prawa sportowego i bardzo wpływowa postać w ruchu olimpijskim. W zarządzie jest też troje prawników z przeszłością w Międzynarodowym Trybunale Arbitrażowym: Australijczyk John Boultbee, Kanadyjka Tricia Smith i Amerykanka Anita DeFrantz, kandydatka w ostatnich wyborach na przewodniczącego MKOl. Do startu w Pekinie zostało niewiele czasu i inne federacje liczą, że Rosjan na olimpijskim torze nie zobaczą.

Przedolimpijskie dopingowe porządki nabierają tempa. Najpierw dyskwalifikacja złotego medalisty z Aten Justina Gatlina, potem więzienie dla Marion Jones, innej upadłej gwiazdy lekkoatletyki, teraz prawdopodobna banicja całego związku wioślarskiego. Lato będzie gorące tego roku.

Sport
Wsparcie MKOl dla polskiego kandydata na szefa WADA
Sport
Alpy 2030. Zimowe igrzyska we Francji zagrożone?
Sport
Andrzej Duda i Międzynarodowy Komitet Olimpijski. Czy to w ogóle możliwe?
Sport
Putin chciał zorganizować własne igrzyska. Rosja odwołuje swoje plany
Materiał Promocyjny
Jak budować współpracę między samorządem, biznesem i nauką?
Sport
Narendra Modi marzy o igrzyskach. Pójdzie na starcie z Arabią Saudyjską i Katarem?