Turcy już takie niespodzianki sprawiali. To był przez lata odpowiedni przeciwnik dla większości europejskich reprezentacji, które chciały sobie poprawić samopoczucie. Polacy akurat do tej grupy nie należeli, bo zdarzało się nam przegrywać z Turcją nawet na własnym boisku. Ale pod koniec lat 80. Turcy uznali, że tak dalej być nie może. Najpierw do Zachodu zbliżyły się trzy największe kluby ze Stambuł - Galatasaray, Fenerbahce i Besiktas, zwiększając liczbę zatrudnianych znanych trenerów, a w drugiej kolejności piłkarzy. Jeszcze w połowie lat 70. Fenerbahce Stambuł w meczu pucharowym z Ruchem Chorzów prowadził słynny Brazylijczyk, dwukrotny mistrz świata - Didi. A kiedy w roku 1991 Roman Kosecki przechodził z Legii do Galatasaray, dziwiono się, że tak kiepski kierunek wybrał.
Kilka miesięcy wcześniej trenerem reprezentacji Turcji został twórca potęgi futbolu duńskiego, Niemiec Sepp Piontek. Jego asystentem został dzisiejszy opiekun kadry, wówczas 37-letni Fatih Terim. Machina została puszczona w ruch. Pracę w tureckich klubach znaleźli świetnie opłacani znani trenerzy z Niemiec i innych silnych krajów - Jupp Derwall, Christoph Daum, Mircea Lucescu, Vicente Del Bosque, Guus Hiddink prowadził Besiktas, Hans - Peter Briegel Trabzonspor, a Brazylijczyk Zico odnosił w zakończonym sezonie Ligi Mistrzów sukcesy z Fenerbahce. Grał tu nawet mistrz świata Claudio Taffarel, niemiecki bramkarz Harald Schumacher a Gheorghe Hagi z kilkoma rodakami stanowił o sile Galatasaray. Turcy uczyli się od najlepszych.
Wpływ na rozwój miało też państwo. Prywatne kluby rządziły się swoimi prawami, ale państwo wprowadziło zasady finansowania szkolenia młodzieży. Odpisy podatkowe zachęciły kluby i powstające szkółki, do których ustawiały się kolejki rodziców z synami. Kiedy w roku 1996 Turcja pierwszy raz wystąpiła w mistrzostwach Europy, kraj oszalał. Jeszcze bez sukcesów (przegrali wszystkie trzy mecze i nie zdobyli bramki), ale już otarli się o wielki świat.
Cztery lata później byli już znacznie mądrzejsi. Nie dość, że Galatasaray (trenowany przez Fatiha Terima) wywalczył Puchar UEFA, pokonując w finale Arsenal, to podczas Euro w Belgii i Holandii przechodzili stany, podobne do tego, co dzieje się teraz. Rozpoczęli od porażki z Włochami 1:2, potem zremisowali 0:0 ze Szwecją i kiedy wydawało się, że to już koniec, pokonali 2:0 Belgów, na ich narodowym stadionie w Brukseli, na oczach całego parlamentu europejskiego. To był dla Belgów szok, podobny do tego, w jakim są wciąż Czesi.
Wprawdzie w ćwierćfinale przegrali z Portugalią (przez godzinę Turcja grała w dziesiątkę i nie wykorzystała karnego), ale aż czternastu zawodników z kadry na ówczesne Euro znalazło się w drużynie jadącej na mundial do Korei i Japonii. Pierwszy mundial Turcji od 48 lat i od razu wyjątkowo udany, zakończony trzecim miejscem. Teraz specjalnością Turków są gole, wbijane przeciwnikom w ostatnich sekundach meczu. Wtedy Hakan Sukur, absolutna ikona futbolu nad Bosforem, strzelił gola już w 11 sekundzie. Turcja zwyciężyła Koreę 3:2, a zestaw pary walczącej o brązowy medal stanowił największą niespodziankę azjatyckich mistrzostw. Od tej pory już rzadziej mówiono, że Turcja ma szczęście. Sukcesy ich reprezentacji i klubów nikogo nie dziwiły i można je było logicznie uzasadnić.