Taktyka miała być prosta – wyłączyć Davida Villę, wyłączyć Fernando Torresa, bo to oni w pierwszym meczu grupowym narobili Rosjanom najwięcej problemów. Guus Hiddink cieszył się poprawą gry w obronie swojej drużyny, mówił, że jego zawodnicy błyskawicznie zrozumieli swoje błędy i wierzył, iż w półfinale wynik 1: 4 nie może się powtórzyć.
Holender wiedział jednak na pewno, że Hiszpania to nie tylko Villa i Torres. Wiedział o tym, że tam co piłkarz, to as. Nawet jeśli spełniony tylko w klubie, a w reprezentacji na wielkich turniejach najczęściej zawodzący. Armią Luisa Aragonesa rządzą generałowie, którym tylko wymienia się podwładnych.
Xavim i Andresem Iniestą wcześniej zachwycali się wyłącznie Hiszpanie, którzy rozumieli system gry Barcelony, wczoraj zrozumiała go cała Europa. Dwójka z Katalonii wsparta jeszcze przez produkt tej samej szkoły – Cesca Fabregasa, pokazała Rosjanom, że jak na półfinał turnieju, są zbyt mało zwrotni i za wolni.
To miał być piękny i obfitujący w podbramkowe sytuacje mecz, bo spotykały się dwie najbardziej ofensywne drużyny. Piękny był jednak tylko dzięki Hiszpanom. Za każdym razem, gdy dochodzili do piłki, rozgrywali akcję inaczej, niż spodziewali się kibice.
Dyrygowani przez stojącego bez przerwy mimo ulewnego deszczu przy linii bocznej Aragonesa, szukali ciekawych rozwiązań. Wydawało się, że się bawią bezradnymi rywalami, którzy oddali tylko jeden celny strzał na bramkę Ikera Casillasa – do tego w 84. minucie, gdy przegrywali już 0: 3.