Przed czwartkowym meczem na lotnisku w Wiedniu wylądowało aż 220 prywatnych samolotów. Więcej niż połowa przybyła z Rosji. Zarówno rosyjscy oligarchowie na stadionie, jak górnicy na Uralu, strażacy w Sankt Petersburgu czy zwykli kibice, oglądający półfinał w mieszkaniach, mieli to samo uczucie: cud się nie powtórzył.

„Był już jeden – w zwycięskim ćwierćfinałowym meczu z Holandią. Drugi cud jest mało prawdopodobny“ – mówiła fanka zespołu Rosji Antonina Busygina, oglądająca spotkanie w barze w centrum Moskwy, podczas gdy wielu kibiców ubranych w narodowe rosyjskie barwy zaczęło opuszczać lokal już po pierwszym golu strzelonym przez rywali. „Hiszpanie wygrali zasłużenie“ – to opinia jednego z nich.

Władze Moskwy wydały zakaz sprzedaży alkoholu w centrum miasta w dniu meczu, nie chcąc, by powtórzyła się sytuacja z 2002 roku, kiedy to po porażce Rosji z Japonią 0:1 na mundialu rozsierdzeni kibice tłukli witryny sklepowe i wywrócili 50 samochodów. W zamieszkach śmierć poniosła jedna osoba, a rannych zostało blisko sto.

W czwartek w pierwszych godzinach po meczu nie było informacji o tego typu incydentach. W gruncie rzeczy Rosjanie docenili sukces piłkarzy, którzy po upadku bloku sowieckiego nigdy jeszcze nie awansowali do półfinału mistrzowskiej imprezy.

Dwa małe rysie, które przyszły na świat w zoo w Wołgogradzie, nazwano imionami bohaterów rosyjskiej ekipy: Andreja Arszawina i Romana Pawliuczenki.