– Chiny szargają olimpijskie dziedzictwo – mówiła Roseann Rife z azjatyckiego oddziału Amnesty International, prezentując wczoraj raport o przestrzeganiu praw człowieka w Chinach. A właściwie raport o niedotrzymaniu obietnic składanych siedem lat temu Międzynarodowemu Komitetowi Olimpijskiemu, gdy ten przyznawał Pekinowi igrzyska.
Zdaniem działaczy AI o poszerzeniu swobód obywatelskich dzięki olimpiadzie nie może być mowy, władze wybrały raczej przykręcanie śruby i wyciszanie protestów różnymi sposobami.
Tylko w ostatnim roku zatrzymanych zostało tysiące działaczy praw człowieka, dziennikarzy, prawników. W ramach policyjnej kampanii dbania o wizerunek miasta wywożono z Pekinu nie tylko żebraków i domokrążców, ale też obrońców praw człowieka. Wielu z nich dostało zakaz wjazdu do Pekinu do końca igrzysk.
Obiecane swobody dla zagranicznych dziennikarzy – miały obowiązywać od początku roku – też są fikcją. Przygotowanie reportażu wymaga zgromadzenia stosu pozwoleń, a i to nie gwarantuje spokoju. Kilka tygodni temu policja przerwała relację niemieckiej telewizji ZDF z Wielkiego Muru. Okazało się, że amerykański ekspert, który stał przed kamerą, nie został upoważniony przez władze do wypowiadania się na temat Muru.
Kolejna pusta obietnica to nieocenzurowany Internet dla dziennikarzy. MKOl przystał na to, by strony wskazane przez chiński rząd były blokowane nawet w głównym biurze prasowym. Wczoraj nie można się było dostać na strony np. BBC, Deutsche Welle, nie wspominając o Amnesty International.