Reklama
Rozwiń

Tygrys nadal spokojnie śpi

Indie to druga azjatycka potęga po Chinach, ponad miliard mieszkańców, ale w olimpijskim sporcie Hindusi wciąż się nie liczą

Publikacja: 08.08.2008 02:23

Olimpijskie symbole na indyjskiej plaży

Olimpijskie symbole na indyjskiej plaży

Foto: AP

Hindusi mają pecha. Gdyby krykiet – jedyny nad Gangesem naprawdę popularny, traktowany poważnie i chętnie finansowany, sport – był dyscypliną olimpijską, igrzyska w Pekinie stałyby się szansą na podwójne zwycięstwo.

Z jednej strony pozwoliłyby zaspokoić mocarstwowe ambicje najliczniejszej demokracji świata, z drugiej – obudziłyby ducha narodu, co przy kulturowej mozaice Indii i separatystycznych tendencjach kilku regionów jest na wagę złota.

Ostatecznie drużynę krykieta mogliby zastąpić hokeiści na trawie, tym bardziej że jako jedyni indyjscy sportowcy byli olimpijską legendą. Tyle że działo się to jeszcze za brytyjskiego panowania, gdy w składzie drużyny był Dhyan Chand, nazywany Czarodziejem. Ostatnie duże sukcesy odnosili 30 lat temu. Teraz, choć wciąż należą do światowej czołówki, nie zakwalifikowali się do igrzysk.

W efekcie indyjski tygrys, który powinien być najważniejszym azjatyckim przeciwnikiem chińskiego smoka, wystawia przeciwko armii gospodarzy ledwie garstkę sportowców. W dodatku nie jest to skład wróżący sukces. Do Pekinu lecą m. in.: strzelec po poważnej operacji kręgosłupa, niemłoda już biegaczka walcząca ze spadkiem formy i kilku pływaków bez imponujących dokonań.

Ale nie tylko dlatego Hindusi nie przejawiają zainteresowania igrzyskami, tradycyjnie nie budzą one tu wielkich emocji. W historii sukcesy Hindusów można policzyć na palcach obu rąk. – Nawet nie będę oglądał – mówi mi recepcjonista małego hotelu w Bombaju. Telewizor w korytarzu jak zawsze ustawiony jest na kanał transmitujący rozgrywki krykieta. Tak samo będzie przez najbliższe dwa tygodnie. Sklepikarz w Kalkucie na pytanie, za kogo trzyma kciuki, machnął tylko ręką, a specjalista od marketingu uśmiechnął się zakłopotany.

Na medale realne szanse mają bokserzy oraz strzelcy. Ci ostatni są w centrum uwagi, choć w Atenach się nie popisali. Honoru Hindusów bronił wtedy tylko Rajyavardhan Singh, który zdobył srebrny medal w strzelaniu do rzutków (trap).

Dzięki niemu z rządowej kasy na treningi i sprzęt wreszcie popłynęły pieniądze, a dwóch zawodników zdobyło tytuły mistrzów świata. – Mamy świadomość, że jeśli nie wykażemy się w Pekinie, w parlamencie wybuchnie dyskusja. Będą pretensje – mówili strzelcy dziennikarzom, zanim rozpoczęli przygotowania w zamkniętym ośrodku.

Tymczasem media skupiły się na sportowcach rywalizujących indywidualnie i mało dotychczas znanych. Zdaniem prasowych komentatorów to wyjdzie Indiom na dobre: pozwoli dostrzec inne dyscypliny i rozpocznie nowe myślenie o sporcie, także wśród sponsorów.

Ostatnio opłaciły się wysiłki koncernu Tata, który wyłożył pieniądze na wsparcie łucznictwa. Wyniki indyjskich zawodników są coraz lepsze, do Pekinu zakwalifikowała się m.in. 18-letnia Vardhineni Pranitha. Trzy lata temu jej jedynym pozaszkolnym zajęciem było pomaganie rodzicom w gospodarstwie. Pewnego dnia w wiosce zjawili się przedstawiciele fundacji, która testowała ambitny program w wiejskich szkołach – jako obowiązkowe wprowadzono zajęcia z łucznictwa.

Pierwsze treningi odbywały się na łące, codziennie o szóstej rano. Młoda zawodniczka łatwo zwyciężyła w stanowych zawodach juniorów, tam zauważyli ją zatrudnieni przez koncern Tata łowcy talentów. Treningi zaowocowały srebrnym medalem na mistrzostwach w Meksyku.

Historii olimpijskich talentów rozkwitających na prowincji jest więcej. Hokeista Jaipal Singh przyszedł na świat w odciętej od świata górskiej wiosce na północy Indii. Dzięki swemu nauczycielowi trafił do szkoły w Anglii. Był znakomitym strzelcem uniwersyteckiej drużyny Oxfordu, wreszcie jako kapitan indyjskiego zespołu pomógł zdobyć dla kraju pierwsze złoto w Amsterdamie w 1928 r. Hindusi mieli wcześniej olimpijskie osiągnięcia, ale prawa do nich roszczą sobie również Brytyjczycy.

Norman Pritchard, urodzony w Kalkucie syn Anglików, zanim został gwiazdą niemego kina w Hollywood, w 1900 r. w Paryżu zdobył srebro w biegu na 200 metrów i 200 metrów przez płotki. Międzynarodowy Komitet Olimpijski przyznał jego medale Indiom, ale olimpijski rocznik statystyczny z 2004 r. wymienia go wśród brytyjskich sportowców.

Choć i te igrzyska najpewniej nie przyniosą chwały wielkim Indiom, media poświęcają wydarzeniu dużo miejsca. Najpopularniejszy dziennik „Times of India” codziennie drukuje specjalną kolumnę, a prestiżowe tygodniki „India Today” i „The Week” wydały ilustrowane dodatki.

Indyjskie sukcesy z przeszłości opisują na marginesie i nie próbują dociekać, dlaczego na zatłoczonym subkontynencie jest tak niewielu sportowych mistrzów. Chętniej przypominają sportowe legendy (w tym Irenę Szewińską). O chińskich wysiłkach organizacyjnych nie piszą z zazdrością, przeciwnie – z podziwem.

Oficjalna strona igrzysk olimpijskich w Pekinie

en.beijing2008.cn

Paulina Wilk z Kalkuty

Hindusi mają pecha. Gdyby krykiet – jedyny nad Gangesem naprawdę popularny, traktowany poważnie i chętnie finansowany, sport – był dyscypliną olimpijską, igrzyska w Pekinie stałyby się szansą na podwójne zwycięstwo.

Z jednej strony pozwoliłyby zaspokoić mocarstwowe ambicje najliczniejszej demokracji świata, z drugiej – obudziłyby ducha narodu, co przy kulturowej mozaice Indii i separatystycznych tendencjach kilku regionów jest na wagę złota.

Pozostało jeszcze 92% artykułu
Sport
Prezydent podjął decyzję w sprawie ustawy o sporcie. Oburzenie ministra
Sport
Ekstraklasa: Liga rośnie na trybunach
Sport
Aleksandra Król-Walas: Medal olimpijski moim marzeniem
SPORT I POLITYKA
Ile tak naprawdę może zarobić Andrzej Duda w MKOl?
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Sport
Andrzej Duda w MKOl? Maja Włoszczowska zabrała głos
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku