– Mecz z Rosją o niczym nie decydował, ale miał kolosalne znaczenie. Nasza pewność siebie jeszcze skoczyła w górę – mówił uśmiechnięty od ucha do ucha Argentyńczyk. Od czasów pamiętnych mistrzostw świata w Japonii, skąd Polacy przywieźli srebrny medal, nie był w tak dobrym humorze.
Pierwszy set nie zapowiadał radosnego zakończenia. Rosjanie zaczęli to spotkanie tak, jakby wciąż było im mało zemsty za upokorzenie sprzed dwóch lat. Wtedy w mistrzostwach świata w Japonii przegrali w tie-breaku, choć prowadzili 2:0 i nic nie wskazywało, że zejdą z boiska pokonani. Po tamtych mistrzostwach dobrze płatną pracę stracił ich trener, Serb Zoran Gajić, a kilku zawodników pożegnało się z reprezentacją. Teraz Rosjanie chcą w Pekinie zdobyć złoty medal, bo wiedzą, że każdy inny będzie porażką. Kiedy wytaczają swoje najcięższe działa i nie popełniają zbyt wiele serwisowych błędów, tylko nieliczni są w stanie dotrzymać im kroku. Trener reprezentacji Rosji Władimir Alekno, Białorusin z francuskim paszportem, promieniał kilka dni temu, gdy jego drużyna wygrała w znakomitym stylu z Brazylią. Po meczu z Polską uśmiechu na jego twarzy trudno się było doszukać, choć po pierwszym secie, wysoko wygranym przez Rosjan 25:17, wydawało się, że nasz zespół jest lekko zamroczony i kolejnych ciężkich ciosów nie wytrzyma.
– Na szczęście to nie boks, tylko siatkówka – mówi Łukasz Kadziewicz. – Na początku rozbili nas serwisem i atakiem, ale grając z Rosjanami, trzeba być cierpliwym i spokojnym. O strachu nie ma mowy, o kompleksach też. Za starzy już jesteśmy, za wiele widzieliśmy, z każdym już graliśmy. Trzeba tylko robić swoje i czekać na błędy. Wtedy zaczynają się denerwować – tłumaczył środkowy polskiej reprezentacji.
Dwa lata temu Lozano wyjął w Japonii dwa asy z rękawa: Grzegorza Szymańskiego i Piotra Gruszkę. I wygrał przegrany mecz. Tu sięgnął po Marcina Możdżonka (211 cm, najwyższy na boisku), który zastąpił Daniela Plińskiego na środku bloku, i długo szukał właściwego zmiennika dla Sebastiana Świderskiego mającego problemy ze sforsowaniem rosyjskiego bloku na lewym skrzydle. Najpierw postawił na Krzysztofa Gierczyńskiego, ale szybko zrozumiał, że potrzebuje kogoś takiego jak Marcin Wika. I to był celny strzał.
– Ma stabilny, mocny serwis, nie boi się atakować. To był jego dzień. Bardzo pomógł drużynie – powie później o Wice drugi trener Alojzy Świderek. Polacy jeszcze bez Wiki prowadzili 6:2, później przegrywali 13:15. Odskoczyli na trzy punkty (21:18) i błyskawicznie roztrwonili przewagę (21:22). Rosjanie grali tak jak z Brazylią, chwilami na kosmicznym poziomie. W grze z kontry byli nie do zatrzymania. Ale Polacy podjęli wymianę ciosów. Wlazły posyłał serwisy jak rakiety z szybkością dochodzącą do 120 kilometrów na godzinę, a libero rywali Aleksiej Wierbow przyjmował je na tyle precyzyjnie, że Siergiej Grankin mógł pozwolić sobie na bezpieczne rozegranie.