Hiszpańskie miasto gości w tym sezonie wyścig o Grand Prix Europy. Przez poprzednie dziewięć sezonów zawody odbywały się w Niemczech, ale kiedy na tronie Formuły 1 Michaela Schumachera zastąpił Fernando Alonso, władze tego sportu postanowiły wykorzystać wzrost popularności wyścigów w Hiszpanii.
Choć w zeszłym sezonie pupil Półwyspu Iberyjskiego był w mistrzostwach dopiero trzeci, a w tym roku ani razu nie stanął jeszcze na podium, to i tak bilety na uliczny tor zostały już dawno wyprzedane. Całe miasto oblepione jest plakatami z dumnym napisem „Walencja – mamy Formułę 1!”. Tyle, że labirynt ulic wiodących do portu jest zupełnie pozbawiony oznakowania, kierującego zainteresowanych w stronę toru. Ponad 110 tysięcy fanów będzie od dzisiaj śledzić przygotowania do niedzielnego wyścigu.
Hiszpański tor, choć uliczny, niewiele ma wspólnego z takimi miejscami jak choćby legendarne Monako. W obu przypadkach kierowcy pędzą wzdłuż śródziemnomorskiego wybrzeża, ale w Walencji jest zdecydowanie bezpieczniej. Specjalnie położona nawierzchnia jest bardzo równa, a duża szerokość toru – minimum 14 metrów – sprawia, że jazda tutaj ma niewiele wspólnego ze ściganiem się po klasycznych torach ulicznych. Maksymalna szybkość szacowana jest na ponad 320 km/godz, a średnia prędkość przejazdu jednego okrążenia, liczącego prawie 5,5 km długości, ma wynosić ponad 200 km/godz (w Monako jest to niecałe 160 km/godz).
Kierowcy ścigać się będą wokół portu, który przed rokiem gościł uczestników słynnych regat o Puchar Ameryki. Specjalnie z myślą o Formule 1 zbudowano wiszący most, łączący dwa nabrzeża. Garaże, w których mechanicy przygotowują do jazdy prawie 800-konne wyścigówki to budynki XIX-wiecznych portowych magazynów. Zawodnicy przejeżdżać będą w pobliżu innych zabytkowych miejsc – starego targu rybnego czy też stoczni. Ci, którzy chcą odpocząć od wyścigowego zgiełku, znajdą ukojenie w chłodnych murach barokowego pałacu Marques de Dos Aguas. W Muzem Sztuk Pięknych na koneserów czekają płótna Goi, El Greco czy Velasqueza.
Jednak dwudziestu bohaterów weekendu będzie przede wszystkim skupiało się na swoich zadaniach. Nowy tor to nowe wyzwanie – a nie wszystkie zespoły dysponują realistycznymi symulatorami, zdolnymi odwzorować warunki panujące na trasie. – Nasz symulator bardziej przypomina Playstation – szydzi na łamach dziennika „Marca” Fernando Alonso. Kierowca Renault skorzystał więc z nowoczesnego urządzenia brytyjskiej firmy Wirth Technologies.