Salto w „Świetle wiedzy”

Leszek Blanik u chińskich dzieci. Pośrodku stołówki mistrz zrobił salto i nie bez problemów wylądował na śliskiej kamiennej podłodze. Na twarzy Zhiguanga Wei pojawił się szeroki uśmiech

Publikacja: 26.08.2008 03:29

Salto w „Świetle wiedzy”

Foto: Rzeczpospolita

Weia pamiętam jeszcze ze swej pierwszej wizyty w szkole dla dzieci upośledzonych umysłowo w Changpingu pod Pekinem. Miał wtedy zajęczą wargę i rozszczepione podniebienie. To, że teraz może z uśmiechem podziwiać wyczyny mistrza olimpijskiego, który przyszedł z wizytą do szkoły, zawdzięcza prywatnym sponsorom: międzynarodowej organizacji Smile Train.

Podobnie jest zresztą z całą szkołą, której istnienie możliwe jest tylko dzięki prywatnym dotacjom – z zagranicy i z kraju. No i dzięki emerytowanej nauczycielce Wang Lijuan, która od dziesięciu lat walczy o przetrwanie stworzonej przez siebie instytucji. Do niedawna w Chinach nie było zwyczaju kształcenia dzieci upośledzonych, a państwo wciąż nie poczuwa się do odpowiedzialności za nie i nieco podejrzliwie patrzy na organizacje pozarządowe, takie jak szkoła pani Wang.

– Ile złotych medali zdobyliście? – spytała pani Wang, gdy jak podczas każdego powrotu do Pekinu odwiedziłem szkołę. Tuż po mojej ostatniej wizycie przed dwoma laty szkoła musiała po raz piąty w swej niezbyt długiej historii szukać nowego lokum, gdy kolejny właściciel uznał, że na kimś innym zarobi więcej. Byłem ciekaw, jak wygląda nowe miejsce. Rozmowa szybko zeszła jednak na igrzyska, a tego akurat dnia Leszek Blanik wygrał rywalizację w skoku.

– Byłoby fantastycznie, gdyby wasz mistrz przyszedł odwiedzić naszą szkołę – stwierdził syn dyrektorki Brian, który po paru latach spędzonych w Ameryce posługuje się zachodnim imieniem. Nasz złoty medalista wyraził zainteresowanie i tak jakoś, dzięki pomocy kolegów z działu sportowego „Rzeczpospolitej”, to się potoczyło.

Są wakacje, więc większość z ponad 70 uczniów, którzy normalnie mieszkają w szkole, jest teraz w rodzinnych domach. Zostały tylko sieroty, dzieci, które – tak jak znaleziony na wysypisku śmieci Zhiguang Wei – zostały przygarnięte przez szkołę. Wszystkim nadano nazwisko Zhiguang, od nazwy szkoły. Zhiguang znaczy „światło wiedzy”.

– Widzisz Fei, będziesz mógł się pochwalić kolegom, kiedy wrócą do szkoły, że spotkałeś mistrza olimpijskiego – mówi pani Wang do 13-letniego Zhiguanga Feia, który nieśmiało wyciąga na trwałe podkurczoną dłoń do Leszka Blanika. Obok Zhiguang Yan z zaciekawieniem przygląda się ubranemu w sportowy strój obcokrajowcowi. Nauczycielka wyjaśnia mu, że „ten pan wygrał igrzyska”.

– Widzisz, Fei, będziesz mógł się pochwalić kolegom, że spotkałeś mistrza olimpijskiego – mówi pani Wang

– Chodźcie, dzieciaki, zrobimy sobie zdjęcie – mówi po chwili Blanik i staje pomiędzy paroma wychowankami. Blisko szkoły, która w swym piątym wcieleniu znajduje się w jako tako odmalowanych ceglanych barakach po starej fabryce, biegnie piękna, wysadzana bujnymi krzewami i kwiatami autostrada na Wielki Mur. Po jej drugiej stronie, całkiem niedaleko, znajdują się imponujące obiekty, na których rozgrywano olimpijskie zawody w triatlonie. Ale szkoła i jej otoczenie w niczym nie przypominają tego wspaniałego świata, w którym przyszło przez dwa tygodnie poruszać się sportowcom.

– To coś zupełnie innego – mówi wyraźnie poruszony Blanik, gdy zwiedzamy kolejną skromną klasę w ciasnym pomieszczeniu z brudnymi ścianami. Brian był dobrze przygotowany na wizytę mistrza – wydrukował sobie z Internetu jego zdjęcie i tuż po przywitaniu poprosił o podpis. Już po chwili fotografia z autografem wisiała w oszklonej gablocie przy wejściu do szkoły. Nauczyciele po kolei podchodzili do Blanika, robiąc sobie z nim zdjęcia i prosząc o autografy na koszulkach, czapeczkach, chustach. Dla większości z nich szkoła jest całym życiem. Praca tu nie daje wysokich zarobków, ale gwarantuje dach nad głową i nieustanny kontakt z wychowankami.

– Takie wizyty to dla nas zaszczyt i niesamowita frajda dla dzieciaków, ale także nasz sposób na przetrwanie. Im więcej osób o nas słyszało, im więcej o nas wie, tym bardziej prawdopodobne, że za rok te dzieci będą nadal miały gdzie się uczyć i mieszkać – wyjaśnia Brian.

Masz pytanie, wyślij e-mail do autora: p.gillert@rp.pl

Weia pamiętam jeszcze ze swej pierwszej wizyty w szkole dla dzieci upośledzonych umysłowo w Changpingu pod Pekinem. Miał wtedy zajęczą wargę i rozszczepione podniebienie. To, że teraz może z uśmiechem podziwiać wyczyny mistrza olimpijskiego, który przyszedł z wizytą do szkoły, zawdzięcza prywatnym sponsorom: międzynarodowej organizacji Smile Train.

Podobnie jest zresztą z całą szkołą, której istnienie możliwe jest tylko dzięki prywatnym dotacjom – z zagranicy i z kraju. No i dzięki emerytowanej nauczycielce Wang Lijuan, która od dziesięciu lat walczy o przetrwanie stworzonej przez siebie instytucji. Do niedawna w Chinach nie było zwyczaju kształcenia dzieci upośledzonych, a państwo wciąż nie poczuwa się do odpowiedzialności za nie i nieco podejrzliwie patrzy na organizacje pozarządowe, takie jak szkoła pani Wang.

Pozostało 80% artykułu
Sport
Alpy 2030. Zimowe igrzyska we Francji zagrożone?
Sport
Andrzej Duda i Międzynarodowy Komitet Olimpijski. Czy to w ogóle możliwe?
Sport
Putin chciał zorganizować własne igrzyska. Rosja odwołuje swoje plany
Sport
Narendra Modi marzy o igrzyskach. Pójdzie na starcie z Arabią Saudyjską i Katarem?
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Sport
Plebiscyt na Najlepszego Sportowca Polski. Poznaliśmy nominowanych
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką