Ta historia zaczęła się w 1977 roku. Francuski motocyklista Thierry Sabine zagubił się na libijskiej pustyni podczas rajdu Abidżan – Nicea. Uratowany, zamiast opowiadać o strachu, przekonywał wszystkich, że był zafascynowany krajobrazem i okolicznościami rywalizacji. Przekonywał do swej fascynacji wiele osób i zaprojektował rajd, który po prologu w Europie, miał przejeżdżać przez Algier i Agadez do Dakaru.
Wymyślił imprezie motto: „Wyzwanie dla tych, którzy jadą, marzenie dla tych, którzy zostają z tyłu”. Zaraził swym entuzjazmem właściwych ludzi. I tak, pod hasłem przygody, otwarcia dla wszystkich chętnych (choć to nie całkiem prawda) i przyjaźni między ludźmi ruszyła z Paryża pierwsza karawana uczestników, zespołów wsparcia i reporterów.
Rajd zyskał dużą sławę, wzmocnioną przez coraz bardziej intensywny przekaz telewizyjny. Ta sława nie zawsze była dobra, bo przez trzydzieści lat rajd pochłonął wiele ofiar, przygodę zamieniał w ludzkie dramaty, marzenia obracał w pył pustyni. Największy kryzys przyszedł rok temu, gdy krótko przed rozpoczęciem imprezy w Mauretanii zostało zamordowanych czterech obywateli francuskich i trzech żołnierzy miejscowej armii.
Zagrożenie aktami terroryzmu, skierowanymi przede wszystkim w uczestników imprezy było tak duże, że Ministerstwo Spraw Zagranicznych Francji surowo zaleciło rodakom rezygnację z wyjazdu do tego kraju. Rajd odwołano, choć w Lizbonie wszyscy już czekali na start.
Ostatnim afrykańskim zwycięzcą w najważniejszej grupie aut terenowych pozostał zatem mistrz z 2007 roku – Francuz Stephane Peterhansel. Licząc z sześcioma sukcesami, jakie odniósł na motocyklach, wygrał dziewiąty raz. Z Lizbony ruszyło wówczas na trasę 231 motocykli, 14 quadów, 181 kierowców w autach i 85 w ciężarówkach.