W sportowych festiwalach młodzieży, namiastce igrzysk dla sportowców do lat 18, ceremoniał jest nie mniej ważny niż wyniki. W Beskidach płonął olimpijski ogień przywieziony z Lozanny, a festiwal zakończył się na głównym placu Wisły przekazaniem flagi organizatorom następnej imprezy - w Libercu. Tam za dwa lata festiwal będzie świętować jubileusz, dziesiątą edycję.
Dziewiąta edycja była największa z dotychczasowych. Chwalono organizację, dopisali kibice, zwłaszcza hokeja i łyżwiarstwa figurowego. Padający bez przerwy śnieg zmieniał program zawodów, ale odwołać trzeba było tylko jedną konkurencję - supergigant.
W miastach Śląska i Beskidów: Tychach, Wiśle, Szczyrku, Cieszynie i Bielsku-Białej, rywalizowało 1000 sportowców z 46 krajów, w dziewięciu dyscyplinach. To największa w tym roku zimowa impreza w Polsce. Zostanie po niej wielofunkcyjna hala w Cieszynie, unowocześnione lotnisko w Tychach i skocznia w Szczyrku, nowa strzelnica na Kubalonce, na którą można dziś bez obaw zaprosić najlepszych biathlonistów.
Zostaną też cztery polskie medale - złoty, dwa srebrne i brązowy. Na najlepszy wynik Polaków w zimowych festiwalach (dał dziewiąte miejsce w klasyfikacji medalowej, wygrała Rosja) zapracowała jedna dyscyplina. Kombinacja norweska, czyli sport, który w wydaniu wyczynowym, seniorskim, właściwie przestał w Polsce istnieć. Paweł Słowiok zdobył złoto i srebro, a Adam Cieślar brąz indywidualnie. W drużynie razem z Andrzejem Gąsienicą wywalczyli srebro.
W innych dyscyplinach było znacznie gorzej. Następców Adama Małysza, Justyny Kowalczyk, Tomasza Sikory czy Pauliny Ligockiej nie widać.