Kiedy podczas marcowego turnieju krykieta w Pakistanie terroryści zaatakowali drużynę ze Sri Lanki, rannych zostało sześciu graczy. Indyjski minister spraw wewnętrznych natychmiast zastrzegł, ze najważniejsze wydarzenie sportowe w Indiach – pierwszoligowe rozgrywki krykieta, także są zagrożone. Plan meczów Indian Premier League kolidował z kalendarzem wyborów do parlamentu, które nad Gangesem, ze względu na potencjalne zamachy, oznaczają stan podwyższonej gotowości. Aby uniknąć dodatkowych zagrożeń, rząd podjął decyzję o przeniesieniu rozgrywek za granicę.
W Indiach wybuchła burza – wściekli są nie tylko wielbiciele sportu, którzy już zasadzali się na 3,5 miliona stadionowych biletów, gotowi je wykupić mimo cen sięgających 200 dolarów. Awanturę wykorzystali tez opozycyjni politycy, zapewniając, że podejmą się organizacji rozgrywek na własną odpowiedzialność. Krykiet był w centrum przedwyborczych targów, bo jest dla Hindusów świętością. Mówi się, że to jedyna religia spajająca wieloetniczne, liczące ponad miliard ludzi społeczeństwo. Nic nie budzi w Indiach tak wielkich emocji, nawet Bollywood i polityka.
Ta ostatnia ściśle się jednak ze sportem wiąże – aż 19 z 27 drużyn należących do pierwszej ligi jest zarządzanych i współfinansowanych przez urzędujących polityków. Własny klub ma m.in. Omar Abdullar, młody szef rządu stanowego w Kaszmirze, oraz Lalu Prasad Yadav – kontrowersyjny minister kolei słynący z łapówkarstwa i tego, że… nie zna zasad gry w krykieta. W sport inwestują także gwiazdy kina – król Bollywood Shah Rukh Khan jest właścicielem Kolkata Riders, ekranowa piękność Preity Zinta ma udziały w mocnej drużynie Kings XI Punjab, a Shilpa Shetty, gwiazda indyjskiego „Big Brothera”, została współwłaścicielką Rajasthan Royals – zwycięzców Indian Premier League w 2008 r.
W tym roku to właśnie gwiazdy Bollywood mogą uratować rozgrywki przed prestiżową i finansową katastrofą. Tylko ich obecność na trybunach pozwoli sprzedać wejściówki na mecze, bo choć w RPA żyje 1,5 miliona mieszkańców indyjskiego pochodzenia, szanse zapełnienia stadionów są niewielkie. Hinduscy emigranci nie kochają krykieta ponad życie, czarnoskórzy fani sportu wolą futbol, a co gorsza – w tym samym czasie odbywa się też turniej popularnego w RPA rugby.
Transmisje telewizyjne na pewno przyciągną setki milionów widzów w Indiach, ale sponsorzy już liczą straty, a reklamodawcy wycofują się z umów. Indian Premiere League miała przynieść w ciągu pięciu lat ponad miliard dolarów – wiadomo jednak, ze Rada Kontroli Krykieta w Indiach, jedna z najzamożniejszych organizacji sportowych świata, musi ograniczyć apetyt.