Tor służy Formule 1 od września 2004 roku. Zbudowano go w chińskiej skali: trybuny na 200 tys. osób, ogromne centrum medialne, pojemne garaże. Długość trasy to 5451 m, kierowcy przejadą w niedzielę 56 okrążeń, łącznie 305,066 km. Rekordzistą jest Michael Schumacher, który w roku inauguracji przejechał okrążenie w 1.32,238 min.
Nie jest łatwo tam jeździć. Kilkanaście szybkich zakrętów i bardzo długa prosta, która pozwala na rozpędzenia bolidu sporo ponad 300 km/godz., ale po niej następuje gwałtowne hamowanie. Fachowcy twierdzą, że decydujące znaczenie w Szanghaju ma nie tyle moc silników, ile siła przysysająca samochód do trasy i stabilność auta w zakrętach.
Tor jest szeroki, w miarę bezpieczny, zatem nie każdy uślizg kół może oznaczać koniec wyścigu. Oznacza to także, że kierowcy będą podejmowali częściej ryzyko wyprzedzania, może zda tu egzamin system KERS, oddający nadwyżki energii z hamowania.
Istotną sprawą jest zmiana terminu rozgrywania wyścigu. Przeniesiono go z jesieni na wiosnę. Prognozy meteorologiczne mówią, że w Szanghaju o tej porze często pada deszcz – skutki mogą być nieprzewidywalne, co pokazał wyścig w Kuala Lumpur.
Robert Kubica niespełna rok temu nie wypadł w Chinach na miarę swego talentu. W kwalifikacjach był 11., na metę przyjechał szósty, za kolegą z drużyny Nickiem Heidfeldem. – Do tej pory nie miałem tu szczęścia, ale mam nadzieję, że to się zmieni – mówił Polak podczas konferencji prasowej przed wyścigiem. Na co liczy? Przede wszystkim na ciężką pracę swego zepołu technicznego, który nie tylko odchudza jego bolid w celu zamontowania dodatkowych akumulatorów systemu KERS, ale także pracuje nad nowymi rozwiązaniami aerodynamicznymi.