Uliczny tor, wciśnięty pomiędzy cumujące w porcie jachty oraz kasyna i luksusowe hotele śródziemnomorskiego księstwa, miał umożliwić Kubicy odbicie się od dna i zdobycie pierwszych w tym sezonie punktów. Polski kierowca BMW Sauber czuje się na takich trasach jak ryba w wodzie. Wizja twardych, stalowych barier, pomiędzy którymi mknie się z szybkością ponad 250 km/godz, nie robi na nim najmniejszego wrażenia. Nierówna, śliska nawierzchnia i brak poboczy przy trasie sprawiają, że słabsi psychicznie zawodnicy mimowolnie tracą ułamki sekund na okrążeniu, starając się uniknąć błędu i roztrzaskania samochodu na ścianie.
Dla twardzieli, jak Kubica, Fernando Alonso, Kimi Raikkonen czy Lewis Hamilton, nie ma to jednak najmniejszego znaczenia. W tak trudnych warunkach są w stanie wykrzesać z siebie wszystko, a nawet jeśli coś pójdzie nie tak – jak czasem zdarza się to Hamiltonowi – to pozornie nieludzka umiejętność opanowania szalejącego samochodu pomaga wybrnąć z opresji. Wszystko ma jednak swoje granice – kiedy wyścigówka jest wolniejsza o dwie sekundy na okrążeniu od rywali, tylnym oponom brakuje przyczepności, a przy każdym hamowaniu trzeba wznieść oczy ku niebu i modlić się, aby na dziurawej trasie tylna oś nie podskoczyła do góry i samochód nie wpadł w poślizg, nawet połączony geniusz wszystkich dwudziestu kierowców Formuły 1 nic nie pomoże.
Tak właśnie było w przypadku samochodów BMW Sauber w czasie wczorajszego porannego treningu. – Stabilność przy hamowaniu jest koszmarna, a tylna oś w ogóle nie ma przyczepności – meldował Kubica przez radio. Nick Heidfeld także narzekał na swoje auto. – Mam problemy z hamulcami – mówił Niemiec swojemu inżynierowi. – To dziwne, bo nigdy coś takiego nie miało miejsca, zdarzyło się dopiero w Barcelonie.
Dwa tygodnie temu zespół BMW Sauber przywiózł do Barcelony poprawiony samochód, który miał pomóc Kubicy i Heidfeldowi w odrobieniu pokaźnych strat do czołówki. Zadanie po części się udało, bo w Grand Prix Hiszpanii polsko-niemiecki duet przynajmniej bez problemów awansował do drugiej fazy kwalifikacji. W Monako może być jednak znacznie gorzej. Obaj kierowcy zakończyli pierwszą sesję treningową w ogonie (Kubica był 16., a Heidfeld 17.). Czas Polaka był o 0,1 sekundy gorszy niż najlepszy wynik uzyskany wczoraj przez kierowcę GP2 – juniorskiej serii, która ściga się samochodami dużo słabszymi i mniej rozwiniętymi technologicznie niż wyścigówki Formuły 1.
Po południu zespół chciał sprawdzić, czy zmiany w ustawieniach poprawiły zachowanie samochodu na dziurawej i krętej trasie. Nadzieje Kubicy zniknęły w kłębach dymu już po siedmiu minutach półtoragodzinnej sesji. Gdy Polak rozpoczynał swoje pierwsze okrążenie pomiarowe, na podjeździe pod wzgórze za pierwszym zakrętem z tyłu BMW Sauber buchnął dym, a po chwili pojawiły się płomienie. Kierowca mógł tylko zatrzymać samochód, wysiąść z kokpitu i resztę treningu obserwować zza bariery. Heidfeld ponownie zakończył trening na 17. pozycji.