Rajd Polski, nasza najstarsza i największa impreza motoryzacyjna, po 36 latach przerwy wraca na mapę światowych rajdów. Znajdowała się na niej w 1973 r., gdy zaczynała się historia mistrzostw świata producentów. Potem już nigdy nie była częścią tego cyklu. Mogła się poszczycić co najwyżej statusem rundy mistrzostw Europy, czyli drugiej ligi rajdów.
Po wąskich, szybkich trasach wokół Mikołajek i Giżycka pomkną czołowe załogi świata, zasiadające w samochodach WRC: naszpikowanych elektroniką trzystukonnych potworach z napędem na cztery koła. Na ogłoszonej wczoraj oficjalnej liście zgłoszeń roi się od gwiazd. Choć światowy kryzys dał się we znaki także rajdom, i w tym sezonie rywalizują zaledwie dwa zespoły fabryczne – Citroen i Ford – to emocji nie zabraknie.
Z numerem 1 na liczącą ponad 1000 kilometrów trasę (w tym 352 kilometry odcinków specjalnych – zamkniętych dla ruchu drogowego tras, gdzie załogi walczą z czasem) wyjedzie citroen C4 WRC prowadzony przez Sebastiena Loeba. Francuz zdominował ostatnie sezony w rajdowych mistrzostwach świata, zdobywając pięć tytułów mistrza świata z rzędu i wygrywając aż 52 rajdy. Z prawego fotela samochodu zakręty dyktuje mu Daniel Elena i ten duet także w tym sezonie nie ma sobie równych. Obrońcy tytułu wygrali pięć rund z sześciu dotychczas rozegranych.
Walkę z mistrzami będą próbowali nawiązać startujący fordami focusami WRC Finowie. Wicemistrzowie świata Mikko Hirvonen i Jarmo Lehtinen zajmują drugie miejsce w tegorocznych MŚ, a Jari-Matti Latvala z Miikką Anttilą jako jedyni w tym roku zdołali przełamać hegemonię Loeba i Eleny, zwyciężając w szutrowym Rajdzie Włoch.
Wśród 55 załóg zgłoszonych do rajdu jest 15 samochodów WRC, które za sprawą regulaminów od pięciu lat tylko sporadycznie pojawiały się na polskich trasach. To nie lada gratka dla kibiców, nie tylko z naszego kraju. – Spodziewamy się przyjazdu 200 – 250 tysięcy kibiców, także ze Skandynawii, Estonii czy Niemiec – mówi prezes Polskiego Związku Motorowego Andrzej Witkowski.