Do wczesnych lat 70. większość znaczących turniejów tenisowych rozgrywano na trawie. Nawet mistrzostwa Francji miały swoją wczesną erę trawiastą, której finałem był turniej z 1925 roku, choć na ceglastych kortach grano tam już wcześniej. Australian Open wytrwał przy klasycznej nawierzchni do 1987 roku. W Nowym Jorku ostatni raz piłki ślizgały się po zieleni kortów na Forest Hills w 1974 r.
Został Wimbledon, a z nim nieco nadwątlona wiara, że tenis na trawie to powrót do korzeni. Zwolennicy tradycji mają swoje argumenty: na równo ostrzyżonym trawniku najlepiej widać mistrzostwo techniczne, szybkość biegu, płynność akcji, dynamikę serwisu. Wielcy styliści tenisa zwykle świetnie wypadali na trawie, choć musieli poprzeć swój talent solidnym pierwszym podaniem. Jest też coś dla zdrowia: bieganie po murawie to przyjemność dla wymęczonych stawów kolanowych i skokowych. Najwięksi miłośnicy mówią jeszcze o zniewalającym zapachu skoszonego kortu.
Wrogów połączenia tenisa i trawy pojawiło się jednak wielu. Czasem po prostu decydowały koszty. Utrzymanie trawników w stanie nadającym się do gry to ciągłe strzyżenie, wałowanie, podlewanie, dosiewanie, chronienie zarówno przed nadmiarem słońca, jak i wilgoci. Trawę mogą niszczyć inne rośliny, nawet zwierzęta. W Wimbledonie co roku specjalistyczne ekipy z psami szukają miejskich lisów, ich mocz to dla trawnika natychmiastowa katastrofa.
Tenis na trawie nie podoba się wszystkim. To najszybsza nawierzchnia, piłki odbijają się nisko i szybko, dość często nierówno, co czyni grę nieprzewidywalną, a grającym dodatkowo podnosi poziom adrenaliny. Nawet mały deszcz powoduje upadki. Przykładów nudy wiejącej z wimbledońskich kortów było wiele, zwłaszcza gdy po przeciwnych stronach siatki stawały dwa potężne serwisy i wszystko sprowadzało się do monotonnego odliczania wygrywanych szybko punktów i rzadkich momentów zainteresowania, gdy rywalom udawało się odbić parę piłek.
Wimbledon jednak przetrwał, bo na tradycji, w której klasyczną formę wlano całkiem nowoczesną komercyjną treść, można jednak świetnie zarobić. Gdy cały tenisowy świat zaczął dążyć do ujednolicania sposobu gry, gdy hasło „sprawiedliwych” kortów kazało w Australii i USA postawić na twarde, syntetyczne nawierzchnie, w Londynie uratowano imperium dla tych, którzy potrafią grać systemem serwis i wolej. Na deser od tego roku dołożono nad kortem centralnym przesuwany dach.