Rok temu w Katarze szejkowie dobudowali do Khalifa Tennis Complex dodatkowe bardzo wysokie trybuny i dopiero po takim zabiegu rozegrano w Dausze pierwszy w tej części świata turniej Sony Ericsson Championships.
Teraz mamy tam kolejny turniej mistrzyń, a niewiadoma na starcie – poza końcowymi rezultatami – dotyczy głównie frekwencji. Od pierwszego profesjonalnego turnieju w Dausze, wygranego w roku 1993 przez Niemca Borisa Beckera, arabskie turnieje miały zawsze ten sam słaby punkt. Rodzina emira zapraszała największe gwiazdy, rozbudowywano obiekt, planowano nawet imprezę Wielkiego Szlema, lecz zainteresowania tenisem powyżej przeciętnej w Katarze nigdy nie udało się rozbudzić.
Na Dalekim Wschodzie pod tym względem kiedyś było dużo lepiej, ale już nie jest. W Tokio, gdzie z trzech turniejów cyklu WTA został tylko jeden, widzów drastycznie ubyło. Na półfinałach i finale było dużo wolnych miejsc, a kiedyś bilety na tę imprezę należało kupować z półrocznym wyprzedzeniem. W Chinach, zamiast nadkompletów, kamery pokazywały puste widownie zarówno turniejów kobiecych, jak i męskich. W Moskwie bez lupy kibica dostrzec się nie dało. Nawet zaprawieni w trikach rosyjscy operatorzy mieli problem z pokazaniem, że do hali w ogóle ktoś przyszedł.
Co parę miesięcy władze WTA Tour informują o stanie kobiecych rozgrywek. Meldunek ostatni, podobnie jak kilka wcześniejszych, mówił o dalszym, pomyślnym rozwoju cyklu i o wciąż rosnącym zainteresowaniu turniejami. Te informacje pisane są językiem używanym kiedyś w komunikatach z posiedzeń biur politycznych jedynie słusznych partii. Lada dzień piarowcy z tenisowej centrali pewnie znów wyślą nam sygnał o wzroście oglądalności i o tym, że jest super. Osobiście - wzruszę ramionami. Ludzie z mojej generacji, wychowani w tej części świata, nie zapomnieli jeszcze czasów, gdy to, co widzieli na własne oczy, nijak się miało do tego, co pisały gazety i pokazywała telewizja. Władze WTA fundują nam powtórkę z historii, choć zapewne nie zdają sobie z tego sprawy.
Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/blog/2009/10/26/politbiuro-informuje/]blog.rp.pl[/link]