Największy światowy producent samochodów jako główną przyczynę rezygnacji wskazuje sytuację ekonomiczną. Podobnie jednak jak w przypadku dwóch pozostałych uciekinierów, trudno się oprzeć wrażeniu, że nie mniej istotnym powodem był brak sukcesów.

W ciągu ośmiu sezonów Toyota nie wygrała żadnego wyścigu i jedynie 13 razy jej kierowcy stanęli na podium. Najlepszym wynikiem w mistrzostwach konstruktorów jest czwarta lokata z sezonu 2005. Pieniędzy w zespole nigdy nie brakowało, ale były problemy z zarządzaniem. Siedziba zespołu znajdowała się w Marsdorf koło Kolonii, a wszystkie decyzje zapadały w japońskiej centrali koncernu. Nie było ciągłości przy projektowaniu kolejnych modeli, bo rozczarowani słabymi wynikami Japończycy potrafili z roku na rok wymieniać kluczowy personel.

Nie udało się przyciągnąć także żadnego czołowego kierowcy, choć przed sezonem 2007 niewiele brakowało, a do Toyoty trafiłby Kimi Raikkonen. Niepowodzeniem zakończyła się także próba zaangażowania Roberta Kubicy. Obecni kierowcy – Jarno Trulli i Timo Glock – muszą szukać nowych pracodawców. Włoch łączony jest z posadą w debiutującym Lotusie, natomiast Niemiec najprawdopodobniej zostanie kolegą Kubicy w Renault. Wiadomość o rejteradzie kolejnego zespołu ucieszy pracowników Petera Saubera. Szwajcarski odłam nieistniejącej już ekipy BMW Sauber znalazł inwestora i liczy na kontynuację startów w Formule 1.

Wszystko zależało od tego, czy zwolni się miejsce w liczącej 13 zespołów stawce. Teraz, gdy nie ma już Toyoty, ekipa Saubera ma zielone światło i jeśli tylko tajemniczy inwestor Qadbak nie okaże się zasłoną dymną, była ekipa Kubicy pozostanie w wyścigowych mistrzostwach świata.