Podczas ceremonii nagradzania Andy z najwyższym trudem powstrzymywał łzy. Komentatorzy zaczęli szukać analogii do Rogera, rozpaczającego rok wcześniej w tym samym miejscu po porażce z Rafaelem Nadalem. [b][link=http://blog.rp.pl/stopa/2010/04/21/rozsadek-ludzi-doswiadczonych/" "target=_blank]Skomentuj na blogu[/link][/b]
Mało kto przypuszczał wtedy, że znany z determinacji i twardości 22-latek z Dublane przeżyje po tym niepowodzeniu największy kryzys w karierze. Dziś widać, że budowana z trudem tenisowa pozycja Szkota wali się niczym domek z kart. Sam zawodnik mówi, że utracił radość gry i nie radzi sobie na korcie z żadnym problemem.
Otoczenie tenisisty wpadło w panikę. Jak donoszą brytyjskie media, trwają dyskusje, czy nie zrezygnować z usług drugiego trenera, Hiszpana Aleksa Corretji, zostawiając na stanowisku samego Milesa Maclagana. Publicznie omawiany jest też problem przyjaciółki zawodnika, Kim Sears. Zerwanie najwyraźniej Andy’emu zaszkodziło, więc teraz proponuje się dyskretne wznowienie znajomości.
Murray właśnie po raz kolejny pogorszył swój ranking, spadając na miejsce nr 5. Turnieje na kortach ziemnych to nigdy nie był jego żywioł, więc za chwilę straty mogą być większe. Fani Brytyjczyka modlą się już o trawę i o to, żeby ich pupilowi do tego czasu załamanie przeszło.
Rozsądek widać natomiast u ludzi doświadczonych. Były mistrz Wimbledonu Australijczyk Pat Cash opowiada o swoich wpadkach i przypomina, że w tenisa bez przerwy nie da się dziś grać na pełnych obrotach. „Skoro teraz mu nie idzie, to znaczy, że forma przyjdzie potem. Może akurat na Wimbledon”. David Felgate, długoletni trener Tima Henmana, tłumaczy szok, jaki musiał przeżyć Andy przygotowany w Australii tak dobrze, że lepiej już się nie da, a potem odbijający się od Federera jak od ściany. „Tenis jest sportem kuriozalnym. Wymaga idealnego zbalansowania wszystkich elementów. Okażesz się gorszy od rywala o drobne 2 procent, a na korcie będzie to różnica makabryczna i przegrasz wysoko”.