Czasami człowiekowi się wydaje, że słyszy chrzęst kości, co wcale nie musi być złudzeniem, bo przecież czułe mikrofony ustawione są tuż przy bocznych liniach boiska. Sprawozdawcy ze spokojem traktują te ortopedyczne wrażenia i bez większych emocji zastanawiają się, jak mocno obrońca trafił bolcami przytwierdzonymi do podeszwy buta w kolano rywala. – Zobaczymy na powtórce – mawiają, gdy nie mają pewności. [wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/fafara/2010/05/12/wrazenia-ortopedyczne/" "target=_blank]Skomentuj na blogu[/link] [/b][/wyimek]

Po prostu przyzwyczaili się i ja też się powoli przyzwyczajam. W dawnych czasach, gdy w miarę często chodziłem na mecze piłkarskie, faule zdarzały się chyba rzadziej, a poza tym z wysokości trybun wydawały się mniej brutalne. Musiało stać się coś rzeczywiście wyjątkowego, by zrobiło to wrażenie na widzach. Pamiętam, jak kiedyś na Łazienkowskiej podczas meczu Legii z Odrą Opole jeden z miejscowych kibiców mruknął: – Grzyb to jednak cham jest. Chodziło o obrońcę Henryka Grzybowskiego, wielokrotnego reprezentanta Polski, który skosił jednego z opolskich napastników, bodajże Engelberta Jarka.

Jestem przekonany, że dziś Grzybowski za swój faul nie dostałby nawet żółtej kartki. Ostre wejścia mające na celu fizyczne wyeliminowanie rywala są bowiem na porządku dziennym, a w każdej liczącej się drużynie musi być co najmniej jeden budzący lęk posępny kosiarz. Ofiarą takiego zwolennika najprostszych rozwiązań padł w ubiegłym roku polski obrońca występujący w Anderlechcie Bruksela Marcin Wasilewski. Złamana noga już się zrosła i Polak kilka dni temu mógł wrócić na boisko. Sam nie jest świętoszkiem, więc ciekawi mnie bardzo, jak te bolesne doświadczenia z ostatnich kilku miesięcy wpłyną na jego styl gry.

W nowym telewizorze włączam czasami kanał National Geographic Wild, gdzie pokazują, jak lew atakuje antylopę, podgryza jej gardło i potem rozszarpuje na strzępy. Też jest doskonała jakość obrazu, też są powtórki w zwolnionym tempie i też nadzwyczaj spokojny głos lektora. Uczestnicy meczu piłkarskiego uchodzą mimo wszystko z boiska z życiem. Może więc z tym współczesnym sportem nie jest jeszcze tak źle?