Na każdym innym torze czwartek jest wolny od zajęć, a przygotowania do sobotnich kwalifikacji i niedzielnego wyścigu odbywają się w piątek. W Monte Carlo tradycja czwartkowych jazd sięga samych początków rozgrywania wyścigu o Grand Prix Monako, czyli 1929 roku.
Wówczas rycerze prędkości śmigali po niczym niezabezpieczonych ulicach, wśród latarni i słupów ogłoszeniowych, a włodarzom księstwa nie było w smak zamykanie części miasta tylko po to, by kilku bogatych ekscentryków mogło poigrać z losem. Wykorzystano zatem bogatą, katolicką tradycję Monako – Święto Wniebowstąpienia przypadające w czwartek 40 dni po Wielkanocy. Był to dzień wolny od pracy i bez szkód dla funkcjonowania urzędów można było poświęcić go na treningi przed wyścigiem. Teraz Grand Prix Monako nie zawsze odbywa się dokładnie 40 dni po Wielkanocy, ale tradycja czwartkowych treningów pozostała.
[wyimek]W niedzielę szósty wyścig sezonu – Grand Prix Monaco[/wyimek]
Robert Kubica lubi uliczne tory. – Kiedy zobaczyłem go w obiektywie, odruchowo chciałem uciekać – opowiadał ze śmiechem znany fotoreporter Darren Heath, który podczas treningów fotografował kierowców wypadających z prędkością 170 km/godz. z szykany przy basenie. Renault Kubicy wyskakiwało w górę na krawężniku, lądowało tuż przy ścianie i o milimetry mijało prawym tylnym kołem stalową barierę. Podczas całego manewru kierowca nawet nie zdejmował nogi z gazu – inni, mniej doświadczeni lub po prostu bardziej strachliwi, na moment odpuszczali.
W porannej sesji Kubica stracił do Alonso zaledwie 0,089 sekundy. Po południu w niespełna czterech dziesiątych sekundy zmieściło się aż siedmiu zawodników – w tym Kubica, który do kierowcy Ferrari stracił tym razem 0,288 sekundy.