[i]Korespondencja ze Stambułu [/i]
Wyścig pod Stambułem potwierdził, że w tym sezonie kibice Formuły 1 mogą zawsze liczyć na trzy rzeczy: solidną i szybką jazdę Roberta Kubicy, efektowne wpadki najszybszej na torze ekipy Red Bulla oraz niemal absolutny brak wyprzedzania, jeśli zawody odbywają się na suchej nawierzchni.
Polski kierowca zaliczył kolejny bardzo dobry występ i zdobył na Istanbul Park osiem punktów za szóstą lokatę. Kubica zaliczył dość spokojny wyścig, przejechany niemal w całości tuż za Mercedesem Nico Rosberga. Renault Polaka wydawało się być szybsze od Mercedesa rywala o ponad pół sekundy na okrążeniu, ale wyprzedzanie na tureckim torze jest praktycznie niemożliwe. Po siedmiu wyścigach Kubica zajmuje szóste miejsce w klasyfikacji mistrzostw świata, tracąc zaledwie jedenaście punktów do Sebastiana Vettela, który przed Grand Prix Turcji wspólnie ze swoim zespołowym kolegą Markiem Webberem przewodził w rankingu. Jednak to, co wykonał młody Niemiec na czterdziestym okrążeniu niedzielnego wyścigu, śmiało może kandydować do miana najgłupszego manewru roku. Kolizja obu kierowców Red Bulla, do której doprowadził Vettel, pozbawiła ich trzeciego w tym roku podwójnego zwycięstwa. Z prezentu skwapliwie skorzystali kierowcy McLarena, zdobywając dublet.
Walka o zwycięstwo była od początku wewnętrzną sprawą zawodników Red Bulla i McLarena. Ruszający z pierwszego pola Webber pewnie objął prowadzenie, a za nim w pierwszych zakrętach tasowali się Vettel i Lewis Hamilton. Anglik zepsuł start i spadł za rywala, ale już w trzecim zakręcie odzyskał drugą lokatę. Broniący mistrzowskiego tytułu Jenson Button stracił pozycję na rzecz Michaela Schumachera, ale jeszcze przed końcem pierwszego okrążenia poradził sobie z kierowcą Mercedesa. Kubica utrzymał wywalczoną w kwalifikacjach siódmą pozycję, choć w trzecim zakręcie zetknął się kołami z Felipe Massą.
Pierwsza czwórka narzuciła błyskawiczne tempo, szybko zostawiając Schumachera daleko w tyle. Hamilton trzymał się tuż za Webberem, ale mimo przewagi, którą dawał stosowany od początku sezonu przez McLarena system „przygaszania” tylnego skrzydła, ochrzczony przez brytyjski zespół tajemniczą nazwą „kanał F”, nie mógł poradzić sobie z liderem. Red Bull testował w Turcji swoją wersję takiego rozwiązania, ale wyścigowy debiut tego wynalazku ostatecznie odłożono. Tak czy inaczej, szybkość „Czerwonych Byków” wystarczała do kontrolowania przebiegu wyścigu.