Wszyscy stawiali na Leo Messiego. To on miał wypchnąć reprezentację Argentyny na inną orbitę, niedostępną dla rywali, mistrzowską. Higuain był dodatkiem, kimś, kto musiał udowodnić, że w ogóle zasługuje na miejsce w podstawowym składzie, bo przecież na ławce rezerwowych Diego Maradona przytrzymuje Diego Milito, który w zakończonym sezonie w Europie zdobył z Interem Mediolan wszystko, co było do zdobycia.
Higuain w jedno popołudnie przeszedł do historii. W meczu z Koreą Południową strzelił trzy gole, czyli więcej niż we wszystkich dotychczasowych meczach w reprezentacji. Maradona ściskał go tak długo, jakby chciał pokazać całemu światu, że jego drużyna to nie tylko Messi. Argentyński napastnik Realu Madryt nagle stał się głównym kandydatem do tytułu króla strzelców.
Higuain urodził się we francuskim Breście, gdzie jego ojciec kończył piłkarską karierę. Gonzalo dostał francuskie obywatelstwo, mimo że cała rodzina bardzo szybko wróciła do Argentyny, a on nie zdążył poznać nawet języka. Po powrocie do kraju zachorował na zapalenie opon mózgowych i miesiąc spędził w szpitalu. Lekarstwa, które zapobiegły powikłaniom powodującym problemy z koordynacją przestał brać dopiero po kilku latach.
Rozpoczął treningi w ukochanym klubie ojca - River Plate, gdzie jako pierwszy dostrzegł w nim talent Daniel Pasarella. Były selekcjoner reprezentacji powiedział, że Gonzalo będzie wielkim piłkarzem. Higuain zadebiutował w lidze mając osiemnaście lat, ale świat usłyszał o nim gdy w 2006 roku strzelił dwa gole w najważniejszym meczu ligi - z Boca Juniors.
Wtedy zainteresował się nim Raymond Domenech, który właśnie rozpoczynał budowę drużyny na eliminacje mistrzostw Europy. Higuain odmówił, ale jednocześnie nie chciał zrzec się francuskiego paszportu, który przecież ułatwiał mu start do wielkiego klubu w Europie. W tym samym czasie nie zgodził się też na grę w młodzieżowej reprezentacji Argentyny. Poprosił o czas do namysłu.