Roger Federer podpisał umowę z Paulem Annacone, dawnym coachem Pete’a Samprasa i Tima Henmana. Szkot Andy Murray odprawił Milesa Maclagana i zostanie z Hiszpanem Aleksem Corretją albo dogada się z Darrenem Cahillem z Australii. Na treningach Swietłany Kuzniecowej rządzi Francuz Loic Courteau kojarzony z Amelie Mauresmo, potem Julienem Benneteau. Po opcji hiszpańskiej i rosyjskiej tenisistka z Sankt Petersburga zdecydowała się na francuski wariant kariery. Izraelka Shahar Peer, niezadowolona z opieki argentyńskiej, poprosiła o pomoc Amerykanina Eliota Teltschera. Z kolei na Argentyńczyka Eduardo Infantino postawił Marcos Baghdatis.

Na Warszawiance można było ostatnio popatrzeć na treningi zdolnej polskiej 17-latki Agaty Barańskiej prowadzone przez Ricardo Sancheza. Hiszpan pracował wcześniej z liderką rankingu WTA Jeleną Janković, więc z tej perspektywy jego skok na korty przy ul. Piaseczyńskiej lekko szokuje. Ale przecież właśnie na tym polega praca dobrego szkoleniowca. Nieustanne szukanie – raz ktoś na starcie do profesjonalnej kariery, raz zawodnik ze światowej czołówki.

Nie do końca jest jasne, kim naprawdę są ludzie nazywani dziś w tenisie coachami. Ekspertami od prowadzenia treningu, taktycznymi czarodziejami, psychologami amatorami, a może kompanami do towarzystwa na korcie i poza. “Wyraźnie przecenia się naszą rolę” – powiedział kilka lat temu w Paryżu legendarny coach Jose Higueras. Hiszpan doradzał wtedy Federerowi, a tę opinię wygłosił przed startem Roland Garros. W finale Szwajcar został skarcony przez Rafaela Nadala.

Dyskutowano potem, jaka jest rola człowieka inkasującego 10 procent od nagród wygranych przez tenisistę i zarabiającego rocznie ponad milion dolarów. Autorem ciekawej wypowiedzi był Paul Annacone. Jego zdaniem błędnie przenosimy na sport indywidualny doświadczenia z gier zespołowych. “W NFL czy NBA coachowi płacą za to, by mówił zawodnikom, co akurat mają zrobić. W tenisie gracze płacą nam za to, że wysłuchujemy, co oni mają do powiedzenia. Tenisiści nie chcą, by im ktoś dyktował warunki albo na nich krzyczał. Klucz tkwi w prostej i sprytnej formule. W jaki sposób powiedzieć tenisiście, co mu się powiedzieć powinno, ale tak, żeby on chciał tego wysłuchać”.