Wygrał Rosjanin Jewgienij Korotyszkin przed Holendrem Joeri Verlinderem. W półfinale z tej trójki Korotyszkin był najwolniejszy, ale to stary lis, który wie, jak pływać, by wygrywać. Kiedy przyszło walczyć o złoto, nie dał nikomu szans.
Najmłodszy w tym medalowym towarzystwie Czerniak był trzeci, płynąc w podobnym tempie, choć nieco wolniej niż w eliminacjach i półfinale. Szósty w tym wyścigu był Paweł Korzeniowski, mistrz Europy na dystansie dwukrotnie dłuższym. Korzeniowski popłynął na miarę swoich możliwości, nic więcej nie mógł zrobić.
16 minut po tym wyścigu Czerniak stał już na starcie półfinałowego sprintu kraulistów. 50 m stylem dowolnym najlepsi płyną na bezdechu, niektórzy biorą oddech tylko raz. To wyścig, w którym jeden błąd przekreśla cały wysiłek. Wygrywają najlepsi technicznie i najbardziej skoncentrowani. Tak jak Bartosz Kizierowski cztery lata temu, też w Budapeszcie.
Tym razem Kizierowski obawiał się, że Czerniakowi, którego trenuje w Madrycie, po wyczerpującym finale na 100 m motylkiem może zabraknąć sił. I zabrakło, bo pływak z Puław nie wszedł do finału sprintu, który w niedzielę wygrał Francuz Frederick Bousquet.
Ale to nie Czerniak miał być polskim bohaterem w sobotę, w przedostatnim dniu mistrzostw Europy. 19-letni Radosław Kawęcki wszedł do finału na 200 m stylem grzbietowym z pierwszym czasem, choć na finiszu wyraźnie zwolnił, dając do zrozumienia rywalom, że stać go na znacznie więcej.