Do wzięcia jest jedno z najważniejszych i najbardziej prestiżowych stanowisk w polskim sporcie. Gdy w katastrofie smoleńskiej zginął prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego Piotr Nurowski, obowiązki szefa PKOl tymczasowo pełni wiceprezes Andrzej Kraśnicki. Jednak to nie on jest faworytem do przejęcia schedy po Nurowskim.
Do końca roku związki sportowe wybiorą nowego prezesa. Na giełdzie kandydatów coraz częściej pojawiają się nazwiska znanych polityków. W czerwcu Władysław Frasyniuk powiedział „Rz”, że nowym szefem PKOl zostanie Aleksander Kwaśniewski. Były prezydent pytany o sprawę mówił: „Nie ma rozmów, nie ma tematu”, ale dopytywany, czy rozważyłby taką propozycję, podkreślał, że szanuje ruch olimpijski i nie uznałby jej za mało interesującą.
– Wielu działaczy postrzega Kwaśniewskiego jako przyjaciela sportu. Jeśli zdecydowałby się kandydować, mógłby liczyć na spore poparcie – mówi „Rz” jeden z polityków lewicy, także działacz sportowy. Zwraca uwagę, że Kwaśniewski był już szefem PKOl w latach 1988 – 1991.
Jak ustaliła „Rz”, były prezydent stawia twarde warunki. – Będzie kandydował tylko pewny wygranej. Ma nie być żadnych kontrkandydatów. To związki mają go poprosić, a on wjedzie na białym koniu – opowiada działacz PKOl. – Wiele związków jest gotowych spełnić te warunki, bo wiedzą, ile drzwi Kwaśniewski może otworzyć. Jednak dla Kwaśniewskiego PKOl to tylko przystanek w drodze do Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego.
Jeśli nie były prezydent, to może były minister? Według wczorajszego „Super Expressu” chrapkę na fotel szefa PKOl ma Mirosław Drzewiecki. Polityk, który musiał odejść z rządu Donalda Tuska po wybuchu afery hazardowej, ponoć już rozmawia z przedstawicielami związków sportowych o kandydowaniu.