Mam na myśli głębokie refleksje piłkarzy i trenerów, które można streścić słowami: „Jak idzie, to idzie nawet wtedy, kiedy nie idzie”, oraz druga, oddająca stan przegranych: „Jak nie idzie, to nie idzie”, co zresztą widać gołym okiem, więc żadne dodatkowe informacje nie są potrzebne.
[wyimek][link=http://blog.rp.pl/szczeplek/2010/09/13/madrosci-z-boisk-i-szatni/]Skomentuj na blogu[/link][/wyimek]
Przykładu na teorię pierwszą dostarczył mecz Bełchatowa z Lechią. Gdańszczanie konstruowali bardzo ładne akcje, mieli zdecydowaną przewagę, oddali znacznie więcej strzałów, a mimo to przegrali. Arbiter Mirosław Górecki nie odgwizdał „jedenastki”, kiedy Marcin Drzymont sfaulował Pawła Buzałę. Wszyscy to widzieli poza nim.
Jeśli do tego dodamy dwie decyzje Adama Lyczmańskiego wypaczające wynik meczu Śląska z Lechem, to będziemy mieli przyczynki do dyskusji o poziomie sędziowania. Fakt, że szefowie Kolegium Sędziów PZPN zmieniają się zbyt często, a obecny Janusz Eksztajn to w przeszłości równie kiepski arbiter jak ci, których teraz uczy i broni, nie świadczy najlepiej o tym środowisku.
Przykład na teorię drugą to piąta porażka Cracovii. W klubie pracują ludzie mili, kulturalni i doświadczeni. Rafał Ulatowski jest w jakimś sensie uczniem Leo Beenhakkera, dyrektor sportowy Tomasz Rząsa grał w pięciu różnych ligach europejskich, z holenderską włącznie. Wszystko ma tam ręce i nogi, ale przecież nikt już nawet nie mówi, że gdyby Bartosz Ślusarski wykorzystał karnego, to nastrój byłby lepszy. Dołek jest tam zbyt głęboki i nie wiadomo dlaczego.