Lothar Matthaeus trenerem Bułgarii

Lothar Matthaeus został trenerem reprezentacji Bułgarii. To wiele mówi o stanie wiedzy działaczy bułgarskiego związku futbolowego i napawa optymizmem wszystkich przeciwników bułgarskiej reprezentacji w eliminacjach mistrzostw Europy.

Aktualizacja: 25.09.2010 03:05 Publikacja: 25.09.2010 03:04

Można nawet pójść dalej i zaryzykować twierdzenie, że za dwa lata na stadionach Polski i Ukrainy Bułgarów nie zobaczymy.

[wyimek][b] [link=http://blog.rp.pl/szczeplek/2010/09/25/figura-woskowa/]Skomentuj na blogu[/link][/b] [/wyimek]

Matthaeus był cudownym dzieckiem niemieckiego futbolu, liczba zdobytych przez niego z Bayernem lub reprezentacją tytułów oszałamia, a rekordy występów w kadrze (150 meczów!) na mundialach czy mistrzostwach Europy budzą zazdrość każdego piłkarza. Nigdy nie był bohaterem mojej bajki, bo nie lubię takich niemieckich wyrobników bez polotu. Ale do tamtejszej piłki pasował, a mnie nic do tego.

W Niemczech dba się o wielkich sportowców schodzących z areny. Franz Beckenbauer był trenerem kadry, dyrektorem komitetu organizacyjnego mistrzostw świata, prezydentem Bayernu, pełni wiele funkcji honorowych. Tyle że Beckenbauer przy Matthaeusie to jest profesor zwyczajny wszechnauk.

Matthaeusa zatrudniano jako trenera w różnych krajach, bo bardzo dobre nazwisko dawało nadzieję na sukces w nowej roli, a zainteresowanie mediów było większe niż w przypadku piłkarza w przeszłości mniej utytułowanego. Tyle że Matthaeus stał się już swoją własną figurą woskową, przesuwaną coraz bardziej od drzwi frontowych w stronę magazynu. W dodatku jego umiejętności trenerskie okazały się przeciętne, a arogancki sposób bycia nie zjednywał mu sojuszników. W rezultacie, gdzie by się Matthaeus nie pojawił, tam najprzyjemniej było podczas prezentacji.

Nigdzie nie doczekał do końca kontraktu. Wyrzucały go Rapid Wiedeń, Partizan Belgrad i federacja węgierska, płacąca mu bajońskie sumy i nic nieotrzymująca w zamian. W Red Bull Salzburg Matthaeus miał pecha, trafiając na dyrektora sportowego Giovanniego Trapattoniego, który był jego trenerem w Interze i Bayernie. Włoch znał go dobrze, więc współpraca nie trwała długo. Z brazylijskiego Atletico Paranaense zwolnił się sam po pięciu tygodniach pracy. Wyjechał niby na kilka dni, rzekomo w sprawach rodzinnych, do Europy, a stąd powiadomił klub faksem, że nie wróci. Zostawił tylko niezapłacone rachunki za telefony.

Bułgarzy musieli o tym wszystkim wiedzieć, są więc najwyraźniej desperatami. Z drugiej strony po fanaberiach Christo Stoiczkowa w Sofii już nic nikogo nie zdziwi.

Matthaeus, Carlos Queiroz, Sven Goran Eriksson, Diego Maradona, Raymond Domenech – bardzo dobre nazwiska z różnych powodów. Wciąż są naiwni ludzie dający tym trenerom pracę i duże pieniądze.

Można nawet pójść dalej i zaryzykować twierdzenie, że za dwa lata na stadionach Polski i Ukrainy Bułgarów nie zobaczymy.

[wyimek][b] [link=http://blog.rp.pl/szczeplek/2010/09/25/figura-woskowa/]Skomentuj na blogu[/link][/b] [/wyimek]

Pozostało jeszcze 91% artykułu
Sport
Wybitni sportowcy wyróżnieni nagrodami Herosi WP 2025
Sport
Rafał Sonik z pomocą influencerów walczy z hejtem. 8 tysięcy uczniów na rekordowej lekcji
doping
Witold Bańka jedynym kandydatem na szefa WADA
Materiał Partnera
Herosi stoją nie tylko na podium
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Sport
Sportowcy spotkali się z Andrzejem Dudą. Chodzi o ustawę o sporcie