Holendrzy lubili go tak, jak my mistrza olimpijskiego z Pekinu Leszka Blanika. Nie tylko za mistrzostwo świata i Europy w gimnastyce, ale też – a może przede wszystkim – za to, jak szedł po te tytuły. Za konieczną w tym sporcie odwagę na granicy szaleństwa, skromność, bezpretensjonalność, humor. Jego zdjęcie, wiszącego w powietrzu, opartego rękami na lufach dwóch czołgów (jak wielu sportowców Holandii był na wojskowym etacie), jakby ćwiczył na obręczach, trafiło do najważniejszych albumów holenderskiego sportu. Choć jeśli mierzyć popularnością w Internecie, to większą karierę zrobiły jego rozbierane sesje. Gimnastycy specjalizujący się w obręczach są zbudowani jak kulturyści. Yuri chętnie pokazywał się bez koszulki.
W reportażach oprowadzał po świecie treningowej katorgi i codziennych wyrzeczeń. Ale ta codzienność bywała też wesoła. Teraz się okazuje, że nawet zbyt wesoła. Van Gelder był celebrytą. Rozchwytywanym, od kiedy w 2005 roku w Melbourne został pierwszym od 102 lat holenderskim mistrzem świata w gimnastyce. Wygrał wtedy plebiscyt na sportowca roku w Holandii. Przez następne lata, do 2007, nie schodził z podium mistrzostw świata w ćwiczeniach na obręczach. Nazywano go władcą pierścieni. Nie był już w armii zwykłym żołnierzem, ale ambasadorem Ministerstwa Obrony. Gdy w olimpijskim roku 2008 spotkał go taki dramat jak Leszka Blanika cztery lata wcześniej w Atenach – z powodu idiotycznych przepisów Gelder nie pojechał na olimpiadę, mimo że był wicemistrzem świata, tzw. dziką kartę dano komu innemu – jeden z holenderskich piosenkarzy nagrał ckliwą piosenkę o „Małym człowieku na wielkich kołach”. Youri był gwiazdą i przykładem dla innych.
Tym większe było zamieszanie rok temu, gdy go złapano na niedozwolonym wspomaganiu podczas mistrzostw Holandii w Rotterdamie. I to nie na zwykłym dopingu, ale na kokainie. A on przyznał do kamer, że wciągał niejeden raz. Plotki na ten temat pojawiały się zresztą już wcześniej. W 2006 r. o zażywanie narkotyków oskarżył van Geldera jego były trener. Do gazet i telewizji przychodziły anonimowe listy od „fanów gimnastyki”, od „byłej przyjaciółki”, z informacjami, że mistrz ma słabość do kokainy.
Dostał karę rocznej dyskwalifikacji i wypowiedzenie z Ministerstwa Obrony. Obiecał, że wróci do gimnastyki, poprosił o pomoc specjalistów od uzależnień, bo to, co zaczęło się jako okazyjna przygoda, stało się nałogiem. Wydawało się, że z nim wygrał. Ma 27 lat, mierzył w igrzyska olimpijskie w Londynie w 2012 roku. Wrócił do startów trzy miesiące temu. Wygrał zawody Pucharu Świata w Gandawie. Telewizja NOS przez osiem miesięcy podążała za nim z kamerą, przygotowując film o wielkim powrocie mistrza.
W sobotę zaczęły się mistrzostwa świata w gimnastyce. W hali Ahoy w Rotterdamie, tam gdzie van Gelder pierwszy raz wpadł na zażywaniu kokainy. NOS ten film pokazała w środę wieczorem. Dzień po tym, jak życie dopisało do niego sensacyjną puentę. Van Gelder został we wtorek wyrzucony z holenderskiej kadry na mistrzostwa, a jeden z działaczy związku gimnastycznego powiedział, że to było „ostatnie ćwiczenie w jego karierze”. Zrobiła się z tego telenowela: komunikaty, konferencje, zawoalowane deklaracje, tłumaczenia prawników – tak przez cały wtorek.