Mały władca Formuły 1 w najbliższy czwartek kończy 80 lat i z tej okazji sprawił sobie prezenty, jakie lubi najbardziej. Przeforsował wyścig w Korei Południowej, mimo że wielu kierowców narzeka na bezpieczeństwo na tamtejszym torze, zapewnił sobie kilkadziesiąt milionów zysku rocznie, podpisując umowę na organizację Grand Prix Rosji i, korzystając z zaproszenia "Guardiana", przekazał: "Dyktatorzy wszystkich krajów, łączcie się".
Ecclestone sam trzyma F1 w żelaznym uścisku i przekonuje, że nieważne, czy w wyścigach, biznesie, czy kierowaniu państwem – demokracja się nie sprawdza. – Musi być ktoś, kto decyduje, kiedy zapalamy i gasimy światło. Na przykład Margaret Thatcher to potrafiła. Ona popchnęła kraj do przodu, zanim znowu ugrzązł – mówi, i to jedna z najmniej kontrowersyjnych tez wywiadu. Szef F1 chwali Saddama Husajna za to, że może brutalnymi metodami, ale potrafił zapewnić stabilność Irakowi ("Mamy na to dowody, prawda?"). Podtrzymuje też to, co rok temu powiedział "Timesowi": po pierwsze, że Hitler wprawdzie nie był dobrym dyktatorem, bo "na końcu stracił orientację", ale jednak wiele rzeczy potrafił przeprowadzić. Po drugie, że świetnym kandydatem na przywódcę Wielkiej Brytanii byłby przyjaciel Berniego Max Mosley, czyli syn pary najsłynniejszych brytyjskich faszystów, przyłapany swego czasu na organizowaniu orgii w nazistowskich mundurach.
– Max byłby idealnym premierem – mówi Ecclestone o przyjacielu, z którym w latach 80., walcząc o władzę z ówczesnymi władcami F1, organizowali rozłamowe Grand Prix w wyklętej z powodu apartheidu RPA. Gdy rok temu Ecclestone znalazł się pod ostrzałem za ciepłe słowa o Hitlerze, bronił się, że jego intencje wykoślawiono. Teraz mówi, że z tamtych opinii się nie wycofuje. Nie zamierza się też wycofać z F1. Sił mu nie brak, biznes się kręci. W Formule debiutuje Korea, za rok pierwsze GP Indii, w 2012 r. bolidy wrócą do USA, a w 2014 pierwszy raz pojadą w Rosji. – Ludzie przechodzą na emeryturę, by umrzeć – tłumaczy.
Żałuje, że nie wszyscy w ojczyźnie podzielają jego pasję dla F1. Przede wszystkim rząd, który żałował pieniędzy na unowocześnienie toru Silverstone, a rozrzuca miliardy przy organizacji igrzysk 2012. – Jedyną dobrą stroną igrzysk – mówi Ecclestone – są ceremonie otwarcia i zamknięcia, kawałek fajnego showbiznesu. Reszta to jakiś nonsens.