Są pierwszymi Polkami ze złotem mistrzostw świata. Wielkimi nadziejami na medal igrzysk w Londynie w 2012. I nie tylko tych igrzysk: Julia Michalska ma dopiero 25 lat, Magdalena Fularczyk jest o rok młodsza.

Pływają razem w dwójce podwójnej zaledwie drugi sezon, a już są najlepszą kobiecą osadą w historii polskiego wioślarstwa. Jak mówią, od razu poczuły, że to jest dwójka dobrze wymyślona, woda aż bulgotała pod łódką. Julia to energia w stanie czystym, Magda jest spokojniejsza, ale obie rozsadza ambicja. Obie też słyszały swego czasu, że się do wioślarstwa nie nadają: bo jedna za niska, druga za chuda itd. Ale wiedziały, że to bzdury. I że powinny pływać razem.

W 2009 r. na poznańskiej Malcie, torze, na którym na co dzień trenują, zdobyły mistrzostwo świata, wygrały też jako pierwsze Polki zawody Pucharu Świata. A dwa miesiące temu w portugalskim Montemor-o-Velho zostały wicemistrzyniami Europy. Pokonały je wówczas Niemki Annekatrin Thiele i Stephanie Schiller. Ale do finału MŚ w Nowej Zelandii to Polki awansowały z najlepszym czasem. W nocy z soboty na niedzielę popłyną po medal na jednym z najpiękniejszych torów świata, na sztucznym jeziorze Karapiro. Przy pełnych trybunach, bo wioślarstwo w Nowej Zelandii jest najważniejszym sportem po rugby.

Michalska i Fularczyk jako jedyne z polskiej ekipy dotarły w tych mistrzostwach do finału A. Startowały jednak tylko trzy nasze osady. Zrezygnowali ze startu medaliści z Pekinu: złoci, czyli czwórka podwójna (Adam Korol, Michał Jeliński, Marek Kolbowicz, Konrad Wasielewski – najlepsza osada ostatnich lat w światowym wioślarstwie i jedna z najlepszych w historii) oraz srebrni, czyli czwórka wagi lekkiej z Pawłem Rańdą jako szlakowym. Uznali, że mistrzostwa są zbyt późno i stawianie na głowie planu przygotowań przed sezonem kwalifikacji olimpijskich byłoby zbyt ryzykowne. A pozostałych nie chciał wysyłać związek wioślarski, bo uznał, że podróż jest zbyt kosztowna, by ją fundować tym, którzy nie mają żadnych szans na medal.