Większe szanse ma Mark Webber, ale szefostwo zespołu nie zamierza ułatwiać mu zadania – a przynajmniej tak brzmi oficjalna wersja. W finałowej rundzie sezonu na torze w Abu Zabi Australijczyk musi odrobić osiem punktów straty do liderującego w mistrzostwach Fernando Alonso, lecz przy dość prawdopodobnej powtórce scenariusza z Grand Prix Brazylii, czyli dublecie Red Bulla i trzeciej lokacie Hiszpana, ratuje go tylko zwycięstwo. Dla odmiany w takim przypadku wygrana Sebastiana Vettela nie daje mu tytułu i kierowcy najszybszych samochodów w tegorocznej stawce będą musieli obejść się smakiem.
Nie ulega wątpliwości, że w duecie Red Bulla to Vettel jest szybszym kierowcą – dziewięć zwycięstw w kwalifikacjach mówi samo za siebie. Jednak Niemiec ma matematycznie mniejsze szanse na pozbawienie Alonso trzeciego w karierze mistrzowskiego tytułu. Szefostwo zespołu gra pod publiczkę i utrzymuje, że jednakowo wspiera swoich podopiecznych i nie zamierza faworyzować żadnego z nich. Dla każdego zdrowo myślącego obserwatora powinna to być jednak czysto marketingowa zagrywka. Któż bowiem przy zdrowych zmysłach zrezygnowałby z wywalczenia podwójnej korony?
Z jednej strony wszyscy pamiętają o burzy, którą rozpętało Ferrari na Hockenheim, kiedy nakazano Felipe Massie przepuszczenie Alonso. Hiszpan zdobył dzięki temu dodatkowe siedem punktów i o ile dla jednych był to przykład nieuczciwego postępowania, to ogólnie nie da się ukryć, iż jest to jeden z od dawna stosowanych sposobów na zdobycie mistrzowskiej korony. Formuła 1 od zawsze jest sportem zespołowym i odpowiednie polecenia dla kierowców były stosowane wszem i wobec. Głośniejsze są przypadki, kiedy walka między partnerami z zespołu pozbawiła obu szans na mistrzowski tytuł – jak choćby w sezonie 1986, kiedy Alain Prost przechytrzył odbierających sobie punkty reprezentantów Williamsa: Nelsona Piqueta i Nigela Mansella.
Zwycięzców nikt nie sądzi. Jeśli mistrzem zostanie Alonso, polecenia zespołowe z Grand Prix Niemiec szybko pójdą w niepamięć. Jeśli Red Bull – wbrew zrozumiałym z punktu widzenia wizerunku zespołu zapowiedziom o równym traktowaniu kierowców – postara się pomóc Webberowi, to również zostanie im to szybko zapomniane. Dlatego Red Bull powinien postawić na Australijczyka, ale w odpowiednim stylu – dyskretnym, zapoczątkowanym już przez oświadczenia szefów ekipy.