Rywalizowały kultury futbolowe tak bogate jak brytyjska, hiszpańska, portugalska czy holenderska, wygrała rosyjska. Ale myślenie takimi kategoriami jest anachroniczne. MKOl i FIFA nie muszą stać na straży tradycji i kultury. One kierują się rachunkiem ekonomicznym, a ich członkowie często też interesem osobistym, więc jeśli uwzględni się jedno i drugie, wybór Rosji i Kataru jako organizatora mundialu w roku 2022 jest logiczny.
Przerabialiśmy to już przed kilkunastoma laty. Gospodarzem igrzysk olimpijskich w stulecie ich narodzin miały być Ateny, a MKOl wybrał Atlantę, gdzie siedzibę ma Coca-Cola. A czy oburzony świat nie reagował podobnie jak dziś na wybór Rosji, kiedy UEFA przyznała organizację Euro 2012 Polsce i Ukrainie? I czy 2 grudnia nie był szczęśliwym dniem dla Cypryjczyka Spyrosa Marangosa zarzucającego UEFA korupcję przy podejmowaniu tamtej decyzji z 2007 roku? Bo nie o konkretne zarzuty chodzi, ale o atmosferę, towarzyszącą tego rodzaju wyborom, w których nie zawsze wygrywa najlepszy kandydat, tylko najbardziej skuteczny i rzutki.
Obserwowałem kilka razy z bliska kongresy FIFA, widziałem znanych działaczy, nie zawsze szanowanych. Podnosili ręce w głosowaniach wtedy, kiedy chciał tego Sepp Blatter. Działacze futbolowi są tacy sami na całym świecie. Ci z Polski to tylko kalka tych z Zurychu i innych miejsc.
Ale jest i druga strona decyzji FIFA. Może się okazać, że Blatter, który mógłby nosić w klapie wszystkie możliwe ordery świata, otrzyma jeszcze tytuł Bohatera Rosji, dawniej Związku Radzieckiego. Mundial (czy będziemy mówili „mirawoj"?) to dla Rosji największa z dotychczasowych szans na zbliżenie z Zachodem, powstaną stadiony, drogi. Nigdy bym nie pomyślał, że Rosja rozwinie się dzięki piłce nożnej. I że wsiądę w Elblągu na wodolot, którym przez Cieśninę Piławską, wolną od rosyjskich kanonierek, popłynę na mecz mistrzostw świata do Królewca.