Łatwiej będzie znaleźć ten cel, niż wytłumaczyć, jak do ozdrowienia doszło. Lekarze nie potrafią dać odpowiedzi, tak jak kiedyś nie potrafili wyjaśnić, dlaczego Monique straciła czucie w nogach.
W jej historii właściwie wszystko jest niezwykłe. Od banalnej operacji kostki, która zakończyła się inwalidztwem przez 12 lat na wózku i dziesiątki zwycięstw w wyścigach niepełnosprawnych, cztery wypadki w ciągu ostatnich czterech lat aż po to, co się dzieje teraz, gdy wskutek szoku po zderzeniu z kolarzem na Majorce niepełnosprawność się cofnęła.
Van der Vorst może już nie tylko wstać, ale też przejść każdego dnia coraz więcej. Wytrzymuje 20-minutowe spacery, choć ciągle nie czuje ziemi pod stopami. A gdy patrzy na siebie w lustrze, to jakby widziała kogoś innego.
– Każdy dzień jest świętem – mówi. Może znów spojrzeć ludziom w oczy bez zadzierania głowy. Już nie przyciąga spojrzeń na ulicy, a wózek zawsze zwracał uwagę.
Była holenderską twarzą sportu niepełnosprawnych. Mistrzynią w kolarstwie na specjalnym rowerze napędzanym rękami. Zdobyła dwa srebrne medale paraolimpiady w Pekinie, jadąc w kołnierzu ortopedycznym kilka miesięcy po tym, gdy cudem się uratowała z wypadku na Florydzie. Wyszła z niego sparaliżowana od klatki piersiowej w dół, z wyjątkiem mięśni brzucha. Po Pekinie wygrała w 2009 roku triatlonowy wyścig Iron Man na Hawajach: prawie 4 km pływania, 180 km na rowerze i maraton na wózku. Otrzymała tytuł niepełnosprawnego sportowca roku 2009 w Holandii. Ma plac swojego imienia w Nieuwekerk aan der Ijssel, gdzie dorastała.