To jest jak nałóg

Rozmowa z kpt. Jerzym Radomskim

Publikacja: 09.02.2011 15:16

Red

[b]Żeglarz Roku. W pana przypadku mógłby to być nawet tytuł Żeglarz 30-lecia.[/b]

[b]Jerzy Radomski[/b]: – Można by tak powiedzieć, choć ja nie czuję, bym miał jakieś wielkie osiągnięcia żeglarskie. Z nikim się nie ścigałem, nie biłem żadnych rekordów. Jedynym tu rekordem jest fakt, że pływałem bardzo długo, przez 32 lata, na tym samym jachcie – „Czarnym Diamencie”. Nie z tego jednak powodu mam ogromną satysfakcję.

[b]A z jakiego?[/b]

Z dwóch innych. Po pierwsze, udało mi się zrealizować marzenia o żeglowaniu i połączyć to żeglowanie z życiem prywatnym. Oznacza to, że mam przez cały czas tę samą żonę, wspaniałe z nią dzieci, dobry kontakt z nimi i z wnukami.

[b]Jak udało się to pogodzić?[/b]

Gdy nie zawijałem do polskiego portu, to zapraszałem rodzinę na pokład, by pływała ze mną. Wiele europejskich rejsów odbywaliśmy razem. 40 rocznicę ślubu obchodziliśmy z żoną na jachcie.

[b]A ten drugi powód do dumy?[/b]

Pływałem, nie mając żadnych sponsorów.

[b]Skąd miał pan pieniądze na żeglowanie i na rodzinę?[/b]

Pracowałem. Chwytałem się różnych zajęć w rożnych portach. Wspomagali mnie także inni. Na pokładzie „Czarnego Diamentu” nigdy też nie byłem samotny. Bywało, że jacht był przeludniony. Szesnaście, siedemnaście osób pojawiało się na pokładzie. To więcej, niż zezwalały przepisy. Ale gdy tak się szczęśliwie złożyło, że wszyscy, łącznie z listą rezerwowych, otrzymali paszporty i przybywali na miesięczny rejs wzdłuż wybrzeży takich krajów jak Jugosławia, Włochy, Grecja, Turcja i Bułgaria, to nie wypadało mi odesłać kogokolwiek na północ, do Polski. Proszę pamiętać, że rozmawiamy o latach takich jak rok 1978. Wówczas miesięczne wakacje tego typu były nie lada atrakcją. Dziś mamy otwarte granice, tanie linie lotnicze, Morze Śródziemne nie ma już tej aury wyjątkowości.

[b]Ile osób pływało z panem standardowo? Poza wakacjami?[/b]

Na ogół trzy, cztery. Czasem byli to przyjaciele, czasem przypadkowe osoby, które po prostu mogły popłynąć i pomóc obsłużyć jacht na morzu. Zawsze pływał ze mną pies. Najpierw Burgas, potem Bosman. Psy bardzo nam pomagały.

[b]W jaki sposób? Co panu dawała obecność psa na pokładzie?[/b]

Strzegł i ostrzegał. Dosłownie. Po roku od wypłynięcia z kraju utknęliśmy na ogromnej rafie na Morzu Czerwonym i byliśmy na niej uwięzieni przez 38 dni. Zapasów jedzenia mieliśmy dość, ale Morze Czerwone to dość niebezpieczny akwen. Zwłaszcza Somalia.

[b]Piraci?[/b]

Właśnie. I w tej niebezpiecznej sytuacji malutki piesek Burgas – miał wtedy osiem albo dziewięć miesięcy, obudził nas w nocy. Był na pokładzie i zaczął szczekać. Okazało się, że podpływała do nas dziwna łódź – bez świateł, bez ostrzegania, pytań, prób nawiązania łączności. W absolutnej ciszy. Gdy księżyc wyjrzał zza chmur, zobaczyliśmy, że to łódź motorowa. Jedyna broń, jaką mieliśmy, to rakietnice i kusze. Obudziłem wszystkich. Gdy wystrzeliliśmy rakietę nad łodzią motorową, ta odpaliła silniki i odpłynęła. Myślę, że piraci byli zaskoczeni naszą szybką reakcją na ich obecność i to nas uratowało.

[b]Panie kapitanie, mężczyźni na ogół marzą o tym, by mieć syna, posadzić drzewo i wybudować dom.[/b]

Ja mam syna, posadziłem mnóstwo drzew, zwłaszcza w Afryce, i wybudowałem... jacht. Tak, czuję się spełniony. I ten jacht mógłby być dla nas domem, ale utrzymywanie go w dzisiejszych czasach tylko dla własnych potrzeb jest zbyt kosztowne.

[b]11 razy opłynął pan ziemię. Powracał pan po kilku latach do tych samych portów. Bardzo świat się zmieniał?[/b]

Niektóre miejsca wcale, niektóre nie do poznania. Najbardziej zmieniał się cenowo, niestety. Do niektórych portów ciągle i chętnie bym wracał.

[b]Do których?[/b]

Na przykład do Mombasy. Proszę sobie wyobrazić, wpływamy tam, jesteśmy już po odprawie, a mimo to stoimy na kotwicy i przez dwa dni nie schodzimy z jachtu. Wrażenia bowiem są tam niesamowite. Po jednej stronie jest afrykańskie kolorowe miasto tętniące życiem, a po drugiej ciemna, soczysto zielona dżungla z jej odgłosami, takimi jak śpiew ptaków, krzyki małp, porykiwania drapieżników. Ma się wrażenie przebywania na granicy światów. Plus ten intensywny zapach! W Afryce każdy port inaczej pachnie. Przeważnie przyprawami, takimi jak wanilia i goździki.

[b]Pożegnał się pan już na dobre z dalekomorskim żeglowaniem?[/b]

Teoretycznie tak. Choć muszę przyznać, że toczę wewnętrzną walkę. Żeglowanie jest jak nałóg. Ciągle o tym myślę.

[i] —rozmawiała Monika Janusz[/i]

[b]Żeglarz Roku. W pana przypadku mógłby to być nawet tytuł Żeglarz 30-lecia.[/b]

[b]Jerzy Radomski[/b]: – Można by tak powiedzieć, choć ja nie czuję, bym miał jakieś wielkie osiągnięcia żeglarskie. Z nikim się nie ścigałem, nie biłem żadnych rekordów. Jedynym tu rekordem jest fakt, że pływałem bardzo długo, przez 32 lata, na tym samym jachcie – „Czarnym Diamencie”. Nie z tego jednak powodu mam ogromną satysfakcję.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
Sport
Koniec Thomasa Bacha. Zbudował korporację i ratował świat sportu przed rozłamem
Sport
Po igrzyskach w Paryżu czekają na azyl. Ilu sportowców zostało uchodźcami?
Sport
Wybiorą herosów po raz drugi!
SPORT I POLITYKA
Czy Rosjanie i Białorusini pojadą na igrzyska? Zyskali silnego sojusznika
Materiał Promocyjny
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Sport
Robin van Persie: Artysta z trudnym charakterem
Materiał Promocyjny
Sezon motocyklowy wkrótce się rozpocznie, a Suzuki rusza z 19. edycją szkoleń